Grand Prix Arabii Saudyjskiej zapowiadało się bardzo ciekawie, ale oglądaliśmy statystyczny i przewidywalny wyścig. Dawno nie było tak spokojnego początku sezonu — żadnej kolizji, spektakularnej walki o zwycięstwo czy trzymających w napięciu do końca wyścigów, jak to często bywało w ostatnich latach. Tym razem jednak sędziowie znowu nie zawiedli. Który to już raz dali popis swojej niekompetencji i zawiłych tłumaczeń?
Kodeks sędziego
W sporcie sędzia powinien być niewidoczny. Jeżeli pojawiają się jakieś kontrowersje, to powinien je łagodzić. Dodatkowo powinien być konsekwentny w swoich decyzjach. Sędziowie mają czuwać nad sprawiedliwym przebiegiem wydarzenia. Nie chcę tu nikogo pouczać, ale te wszystkie elementarne zasady sędziowania w GP Arabii Saudyjskiej zostały tak mocno naruszone, że to po prostu jest niewiarygodne. Chyba się niestety do tego przyzwyczailiśmy, ale do tego nie można się przyzwyczaić!
Po pierwsze, sędziowie w XXI wieku mają dostęp do bardzo wielu kamer, czujników, radarów i wielu osób, które obserwują wydarzenia i sugerują sędziom, co powinien on zrobić. Jednak w sytuacji z Strollem to nie pomogło. Z obrazu telewizyjnego było widać, że Stroll stanął w bardzo bezpiecznym miejscu i bardzo niewielka część bolidu znajdowała się na torze — żółta flaga absolutnie by wystarczyła. Wystarczyła jedna kamera, aby to stwierdzić. Sędziowie tymczasem tłumaczyli się awarią GPS-u.(?)
Być może mają zbyt dużo sprzętu i technologia przytłacza arbitrów? Jeżeli tym bardziej zdalne biuro z Genewy też nie widziało właściwego ustawienia bolidu Astona Martina, to może FIA przedobrzyła z ilością danych i ludzi obserwujących bądź sugerujących o decyzjach sędziów z wyścigu? Jeżeli sędziowie mieliby być konsekwentni, to od Australii każdy odłamek, który odleci od samochodu i znajdzie się na torze, powinien skutkować wyjazdem SC, bądź czerwoną flagą w kwalifikacjach. Ta decyzja wypaczyła nam nieco wyniki, a dodatkowo ograbiła nas z emocji z powodu potencjalnie różnych strategii, które zespoły z pewnością miały na ten wyścig.
Jednak to nic w porównaniu z tym, co stało się po zawodach. Karę nałożoną po wyścigu na sytuację, która wydarzyła się na 19. okrążeniu. Ten wyścig nie był thrillerem i sędziowie nie mieli dużo pracy. Jednak na ostatnim okrążeniu stewardzi stwierdzili, że muszą się przyjrzeć pit-stopowi Fernando i ostatecznie już po ceremonii na podium Hiszpan otrzymał 10 sekund kary. Aston potem odwołał się do tej decyzji, udowadniając, iż po podobnych sytuacjach, gdy mechanik dotykał podnośnikiem bolidu, sędziowie nie dawali kary. Ostatecznie FIA się wycofała i Alonso zdobył 100. podium. To wszystko w ciągu jednego wieczoru.
Starszych Panów…
KABARET. FIA przy nałożeniu kary tłumaczyła się ustaleniami z zespołami, których potem okazało się, że nie było. Zarówno zdalne, jak i stacjonarne biuro dyrektora wyścigu przez 30. okrążeń nie stwierdziło żadnych nieprawidłowości z pit-stopem Alonso. To się po prostu nie mieści w głowie. Jak można tak funkcjonować? F1 się ośmiesza, a przy nudnym początku sezonu to bardzo zła reklama dla tego sportu. Trudno wytłumaczyć to zamieszanie. Zwykły przekaz telewizyjny i jeden uważny sędzia zauważyłby tę sytuację i dałby natychmiastową karę.
Jak można traktować takich ludzi poważnie? Oczywiście znajdują się oni pod ogromnym ciśnieniem, ale ci policjanci nie znają do końca swojego prawa i sami się w nim gubią. Myślę, że to może być jeden z powodów, dlaczego zespoły F1 mają tak duży wpływ na decyzje sędziów bądź na kształt regulacji technicznych. Wiedzą, że chwiejnymi i niekonsekwentnymi działaczami F1 można manipulować i wywierać na nich naciski. Nie mają autorytetu wśród zespołów. Ani Real Madryt, ani Paris Saint-Germain czy Liverpool nie sugerują długości rękawów koszulek, czy spodni ani innych zasad. Choć kontrowersyjnych decyzji sędziowskich w piłce nożnej nie brakuje, to jednak tam najlepsi arbitrzy oraz FIFA czy UEFA mają nieporównywalnie większy autorytet niż LM czy FIA.
Natomiast zespoły F1 ciągle, często bezczelnie próbują lobbować swoje zmiany do regulaminu. W żadnym innym sporcie ekipy nie lobbują tak bardzo, jak dzieje się to w królowej sportów motorowych. Jeżeli jednak sędziowie są tak poważni, jak stratedzy Ferrari, to trudno się dziwić zespołom, które postępują w ten sposób. Jeżeli sędziowie nadal będą tak postępować, to spotkamy się z coraz większą ilością wręcz patologicznych sytuacji w F1. Wyniki nierzadko będą wypaczone, a na kształt rywalizacji będą ciągle miały wpływ zmienne w zależności od sytuacji przepisy.
Jednak podejście zespołów do sędziów może być inne, jeżeli ci drudzy będą bardziej konsekwentni i zdecydowani przy podejmowaniu decyzji, szczególnie tych w trakcie wyścigu. Tacy sędziowie mogą ukrócić ogromny lobbing, który ma miejsce w Formule 1 i uzdrowić od tego ten sport.
Wydawało się, że po finale sezonu 2021, jeżeli chodzi o decyzje sędziowskie, gorzej być nie może, ale ciągle nie wygląda to lepiej. Zachowanie sędziów ma naprawdę spory wpływ na strukturę F1 i kształt rywalizacji. Oczywiste jest to, że przepis zawsze będzie podążał za życiem, ale jednak tutaj to przepisy tworzą życie, a raczej ich niejednoznaczność. FIA ma mieć spotkanie w czwartek, gdzie mają m.in. analizować sytuację z GP Arabii Saudyjskiej, ale takich spotkań wiele już było, a mechanizm podejmowania decyzji od kilku lat funkcjonuje tak samo. Potrzebne są bardziej gruntowne działania w tej sprawie, inaczej boję się o przyszłość nawet całej F1 w dalszej perspektywie.
A co do zespołów?
Wyścig był nudny, to nie ma co wiele opisywać. Red Bull ma taką przewagą, jaką rzadko miał Mercedes w czasie swojej dominacji. Jedynie co ich może zatrzymać, to awarie. Aston coraz wygodniej usadawia się na drugim miejscu, dodatkowo mogą się szybciej rozwijać do 30 czerwca. Mercedes ma kłopoty, ale mają tyle samo punktów i wyciskają ze swojego pakietu, ile mogą, a Ferrari już nie zasłania się złymi ustawieniami czy niepasującą charakterystyką toru. Na pytanie jednego z reporterów czy SC przeszkodził w walce o wyższe pozycje, Vasseur odpowiedział krótko - „bu**shit”. Nic dodać, nic ująć. Reszta stawki jest dość mocno wymieszana, ale Alpine się wyróżnia i jest nieco bliżej czołówki niż rok temu, jednak przy tym spadając w klasyfikacji o jedną pozycję. Na razie ten sezon zapowiada się… słabo, ale to dopiero drugi wyścig sezonu, jeszcze nie wręczajmy pucharów Red Bullowi.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.