Legendarny pojedynek w Suzuka między Prostem i Senną, to starcie dwóch silnych osobowości i dwóch różnych filozofii ścigania, które nastąpiło w kulminacyjnym punkcie konfliktu między nimi. To też jedna z najbardziej kontrowersyjnych politycznych decyzji w historii F1, która zadecydowała o mistrzostwie.
W drugiej części sezonu 1989 stosunki między Ayrtonem Senną a Alainem Prostem były fatalne. Fatalne były także relacje Francuza z teamem McLarena. Alain otwarcie oskarżał team o sprzyjanie Sennie, odkąd sam ogłosił, że przechodzi do Ferrari. Jednak to właśnie Prost był o krok od tytułu, głównie z powodu pecha Senny, którego Francuz perfekcyjnie wykorzystywał.
Przed Grand Prix Japonii sytuacja Senny była prosta. By być mistrzem świata, musiał wygrać ostatnie dwa wyścigi. W każdym innym przypadku, mistrzem zostawał Prost.
W kwalifikacjach Ayrton jasno pokazał swoje intencje, wygrywając z Francuzem o półtorej sekundy. Francuz jednak koncentrował się na wyścigu. Z drugiego rzędu startowały Ferrari Gerharda Bergera i Nigela Mansella, dalej Riccardo Patrese w nowym modelu Williamsa i Alessandro Nannini w Benettonie.
Start Senny nie był tak zły jak rok wcześniej, jednak ponownie stracił prowadzenie na rzecz Prosta. Francuz wybrał ustawienie z mniejszym dociskiem, dające mu szybkość na prostych. To sprawiało, że wyprzedzenie go mogło być ekstremalnie trudne. Sytuacja Senny wyglądała na bardzo złą. Jednak na drugim komplecie opon Senna zaczął wyraźnie zbliżać się do francuskiego mistrza.
Prost nie miał zamiaru uciekać przed Senną. Spokojnie czekał, aż ten go dogoni. Był już od dawna w otwartym konflikcie z Brazylijczykiem. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie być tak zdeterminowany i nieustępliwy jak Senna. Był ze starszego pokolenia, które pamiętało czasy, kiedy śmiertelne wypadki były codziennością. Prost wygrywał rozsądnie, w wykalkulowany sposób, traktując swoich konkurentów z szacunkiem. Dla Senny zwycięstwo było wszystkim. Traktował maksymalne ryzyko jako konieczność. Atakował i zostawiał swojemu konkurentowi wybór: ustąpi mu miejsca, albo spowoduje kraksę. Prost jak dotąd ustępował.
Tym razem jednak Alain dostał możliwość rewanżu. Pozwolił się dogonić i utrzymywał Sennę za sobą, czekając aż jego opony zaczną się zużywać. Ayrton wiedział, że musi zaryzykować atak. Prost był na to przygotowany. Wiedział, że kraksa oznaczałaby, że to on zostaje mistrzem.
Francuz znał świetnie styl jazdy Senny. Wiedział, że Brazylijczyk, jeśli zobaczy lukę, wjedzie w nią. Wystarczyło wtedy tylko zrobić to, czego w innych okolicznościach Prost by nie zrobił. Zamknąć drzwi i spowodować kraksę. To byłaby nauczka i rewanż za te wszystkie momenty, gdy Francuz ustępował Sennie.
Koniec wyścigu szybko się zbliżał i Ayrton musiał zaryzykować. Dawał z siebie wszystko i był już tuż za Prostem. Teraz musiał wykonać manewr przed szykaną. Alain spodziewał się ataku i wpuścił go w pułapkę, ale robiąc to, popełnił błąd. Nie docenił szybkości Senny. Brazylijczyk hamował idealnie i byłby przed Prostem jeszcze zanim Francuz miałby okazję złożyć się do wejścia w zakręt. Prost spanikował i wjechał w Sennę jeszcze przed szykaną. Na powtórce wyraźnie widać, że Francuz rozpoczął skręcanie nienaturalnie wcześnie, zdradzając swój zamysł. Do dziś jednak nie przyznał się do tego, stwierdzając tylko, że jako lider miał prawo wyboru toru jazdy.
Rozbite McLareny stanęły na poboczu. Prost, przekonany, że właśnie został mistrzem świata, wyskoczył z samochodu, ale zdeterminowany Senna sygnalizował marshalom, by go popchnęli. Ci udzielili mu pomocy i chwilę później Brazylijczyk powrócił na tor. Jego samochód nie był poważnie uszkodzony, z wyjątkiem przedniego skrzydła.
Widząc, że Senna kontynuuje jazdę, Prost udał się natychmiast do dyrekcji wyścigu. Po drodze jednak czekał już na niego szef McLarena Ron Dennis, który wdał się z nim w gwałtowną dyskusję. Prostowi w tym momencie nie chodziło już tylko o mistrzostwo. Miał potrzebę dania nauczki Sennie i nie mógł pozwolić, by jego plan się nie powiódł.
Wszystko jednak zmierzało do tego, by desperacki atak Brazylijczyka zakończył się pełnym sukcesem. Dominacja McLarena była tak duża, że, po wszystkich swoich przygodach, Senna wyjechał z boksu, po zmianie przedniego skrzydła, tylko pięć sekund za prowadzącym teraz Nanninim. Brazylijczyk dogonił Włocha i wyprzedził w tym samym miejscu, w którym zaatakował Prosta. Kierowca Benettona oczywiście nie ryzykował kolizji i ustąpił miejsca. Drugie miejsce i tak było dla niego najlepszym wynikiem w karierze.
Senna przekroczył metę szczęśliwy i wzruszony, po odniesieniu, jak sądził, jednego ze swoich najwspanialszych zwycięstw. Pokazał niezachwianą wiarę w zwycięstwo i walkę do samego końca. Prost nie mógł ścierpieć, że arogancki Brazylijczyk wygrał wyścig, który Francuz sam wypuścił ze swoich rąk. Trudno powiedzieć czy Alain osobiście interweniował u ówczesnego szefa FISA Jean Marie Balestre. Wszyscy jednak wiedzieli o ich przyjaźni. Bardzo możliwe, że Balestre działał wyłącznie ze swojej inicjatywy.
Ceremonia na podium opóźniała się i wkrótce ogłoszono, że Senna został zdyskwalifikowany, za to, że, wracając na tor, ominął szykanę. Była to bezprecedensowa decyzja. Wcześniej wielokrotnie zdarzało się, że kierowca przestrzelił szykanę i nigdy nie wiązało się to z tak drakońską karą jak dyskwalifikacja z wyścigu.
W ten sposób Nannini odniósł swoje jedyne zwycięstwo w F1. Obok niego na podium stanęli dwaj zawodnicy Williamsa, którzy w nowym modelu FW13 zrobili ogromny krok w kierunku drugiego miejsca w klasyfikacji konstruktorów, zwłaszcza że oba samochody Ferrari odpadły z wyścigu po awariach. Nikt jednak nie interesował się ceremonią na podium. Prawdziwa walka odbywała się za kulisami.
Zespół McLarena stanął murem za Senną, co dla Prosta było ostatecznym dowodem na stronniczość teamu. Ron Dennis czuł się jednak niesprawiedliwie okradziony ze zwycięstwa. Zespół odwołał się od decyzji FISA, jednak na posiedzeniu w Paryżu kara została nie tylko utrzymana, ale dodano do niej jeszcze karę finansową i odebranie superlicencji Sennie w zawieszeniu na pół roku. Była to fatalna i w czytelny sposób stronnicza decyzja. Sam Prost musiał czuć się nieco zakłopotany sposobem, w jaki potraktowano jego konkurenta.
Dla Brazylijczyka były to trudne chwile, kiedy władze sportu, będącego całym jego życiem, potraktowały go niesprawiedliwie. Na torze był najszybszy, ale przegrał z polityką. To był mocny cios w wartości, którym był wierny. Ayrton pozostał nieprzejednany i w swoich wypowiedziach wprost oskarżał Balestre o konspirację. Podczas przerwy zimowej rozważał nawet odejście z F1, ale ostatecznie po długich przemyśleniach powrócił w następnym sezonie, by ponownie stanąć do walki z Prostem.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!