W zestawieniach najlepszych manewrów wyprzedzania w historii F1 zawsze pojawia się ten z Grand Prix Belgii 2000. Czy był to najlepszy manewr w historii? Przemawia za nim to, że miał miejsce podczas walki między dwoma wielkimi kierowcami o absolutnie najwyższą stawkę. Mika Hakkinen walczył o trzecie mistrzostwo z rzędu, a Michael Schumacher o pierwsze od dwóch dekad mistrzostwo dla Ferrari.
Po zdominowaniu pierwszej części sezonu Michael Schumacher nie ukończył trzech kolejnych wyścigów, co było jego najgorszą tego rodzaju serią w karierze i pomogło Mice Hakkinenowi w nadrobieniu strat. Potem Fin zaskoczył Schumachera świetnym startem na Węgrzech i wygrał, wychodząc na prowadzenie w klasyfikacji kierowców po raz pierwszy w sezonie. Jego trzeci tytuł mistrzowski z rzędu stawał się coraz bardziej realny. Teraz jednak F1 miała odwiedzić tor Spa-Francorchamps, czyli ulubiony obiekt Schumiego, na którym wygrywał już czterokrotnie, nie licząc zwycięstwa w sezonie 1994, odebranego mu z powodu nieregulaminowej podłogi. Jak dotąd Schumacher błyszczał w Belgii co roku, będąc poza zasięgiem konkurentów zwłaszcza przy, często na tym torze występującej, deszczowej pogodzie.
Wyścig w sezonie 2000 rozpoczynał się właśnie na mokrym torze, ale Schumacher startował dopiero z czwartej pozycji. Pierwszy był Hakkinen, za nim ustawili się nietypowo Jarno Trulli w Jordanie i Jenson Button w Williamsie.
Pomimo, że deszcz przestał padać, na torze wciąż pozostawało sporo wody i dyrekcja wyścigu zdecydowała się na start za samochodem bezpieczeństwa. Bardzo ostrożna decyzja, na którą wpływ miał gigantyczny karambol jaki miał miejsce dwa lata wcześniej. Gdy safety car zjechał z toru po pierwszym okrążeniu, Hakkinen natychmiast zaczął budować przewagę, podczas gdy Schumacher był ciągle na czwartym miejscu.
W ciągu pierwszych czterech okrążeń Niemiec stracił do Hakkinena dziesięć sekund. Pod koniec czwartego okrążenia przeprowadził wreszcie udany atak na Buttona w szykanie Bus Stop i już w następnym zakręcie La Source zaatakował Trulliego. Atak zakończył się powodzeniem, a Button zwietrzył szansę dla siebie, próbując zmieścić się za Schumacherem. Trulli zamknął jednak drzwi i zawadził tylnym kołem o przednie Buttona obracając samochód i gasząc silnik. Button pojechał dalej, ale David Coulthard i Ralf Schumacher korzystali z okazji, by wyjść przed niego.
Najistotniejsze jednak było to, że Schumacher był teraz drugi i mógł podjąć walkę. Nadal jednak tracił do Hakkinena. Po dwóch okrążeniach zjechał po opony na suchą nawierzchnię, po tym jak Jean Alesi zaczął na slickach uzyskiwać rekordowe czasy. McLaren spóźnił się nieco z reakcją, ale przewaga Hakkinena była na tyle spora, że mu to specjalnie nie zaszkodziło. Coulthard musiał jednak czekać jeszcze jedno okrążenie po zjeździe Fina i spadł na dziewiąte miejsce, co było ciosem dla jego mistrzowskich aspiracji. Przed wyścigiem miał tylko 6 punktów straty do Hakkinena. Niespodziewanie czwarty, rozdzielając dwa Williamsy, był teraz Alesi.
Hakkinen miał nadal 7 sekund przewagi nad Schumacherem po wyjeździe z boksu. Niemiec zaczął teraz robić to, co umiał najlepiej, czyli wykręcać kolejne rekordowe czasy okrążeń, sprawiając, że Hakkinen znalazł się pod presją. Kibice przygotowywali się na pasjonujący pojedynek, ale jego rozstrzygnięcie przyszło niespodziewanie szybko. Trzynaste okrążenie okazało się pechowe dla Hakkinena, który popełnił prosty błąd i stracił prowadzenie. Jego wycieczka na trawę, po poślizgu na wyjściu ze Stavelot przypomniała jego niewymuszone błędy z Monza i Imoli rok wcześniej, tym razem jednak mógł kontynuować jazdę. Tracił jednak ponad 5 sekund do Schumachera, a wkrótce przewaga Niemca zaczęła jeszcze rosnąć. Nie tylko był on specjalistą od toru Spa-Francorchamps, ale jechał nieco lżejszym samochodem. Hakkinen wiedział, że będzie miał szanse nadrobić straty po tym jak Schumi pierwszy będzie musiał udać się na tankowanie.
Pierwszym kierowcą, który zjechał na tankowanie, był Alesi, później musiał jednak wycofać się z powodu awarii, tak samo jak nadrabiający straty po pechowych kwalifikacjach Rubens Barrichello. Po tankowaniach Schumacher miał 7 sekund przewagi nad Hakkinenem, ale o kilka okrążeń starsze opony. Michael robił wszystko, by o nie zadbać. Na prostej Kemmel zjeżdżał na prawo, gdzie tor ciągle był mokry, by je schłodzić, ale jego przewaga się zmniejszała, a do przejechania została jeszcze jedna trzecia wyścigu. Za pierwszą dwójką jechali teraz kolejno Ralf Schumacher, Button i Coulthard, któremu udało się wyprzedzić Henza-Haralda Frentzena w boksie. Ta kolejność utrzymała się do końca. Zacięta walka toczyła się tylko o pierwszą pozycję.
Na 10 okrążeń przed końcem Hakkinen był już bardzo blisko i stało się jasne, że kibice zobaczą pasjonujący pojedynek na finiszu, a Mika ma duże szanse na rehabilitację i zwycięstwo. Fin pokazywał świetna jazdę, ale Schumacher był równie zdeterminowany. Niejednokrotnie wcześniej pokazywał jak bezwzględny potrafi być, broniąc swojej pozycji. Hakkinen odczuł to na cztery okrążenia przed końcem, gdy zaatakował na prostej Kemmel, jedynym dogodnym miejscu do wyprzedzania i został dość brutalnie przyblokowany. Wszystko odbyło się w granicach przepisów, ale i tak Mika gwałtownie gestykulował w stronę Schumachera, po tym jak Niemiec przy prędkości ponad 300 km/h omal nie wypchnął go z toru, dając mu wybór między gwałtownym hamowaniem, a wypadkiem.
Fin szybko uspokoił nerwy i zdał sobie sprawę, że, by wyprzedzić Schumachera, potrzebuje czegoś specjalnego. Na następnym okrążeniu Michael nie mógł być do końca skupiony na blokowaniu Hakkinena, bo tuż przed nim znajdował się dublowany Ricardo Zonta. Podczas gdy Mika rozpędzał się za nim, Schumacher musiał wykonać manewr wyprzedzania, co zrobił przed zakrętem, pozornie mając pełną kontrolę nad sytuacją. Rozpędził się bardziej niż zwykle w cieniu aerodynamicznym Zonty i mógł spodziewać się, że Hakkinen nie będzie miał innego wyjścia jak tylko pozostać za nim i poczekać na następną okazję. Niespodziewanie jednak Fin wpadł na zupełnie inny pomysł. Natychmiast podjął decyzję i wyprzedził Zontę nie z lewej, lecz z prawej strony, gdzie wydawało się, że nie ma miejsca. Był to brawurowy manewr, którego nikt się nie spodziewał. Brazylijczyk nerwowo hamował, gdy dwaj mistrzowie świata przemknęli jednocześnie po obu stronach jego samochodu. Ułamek sekundy później Hakkinen zrównał się z Schumacherem i perfekcyjnie złożył się do wejścia w zakręt. Zaskoczony Schumacher musiał zrobić miejsce wciskającemu się po wewnętrznej Finowi. W boksie McLarena rozpoczął się taniec radości. Wszyscy wiedzieli, że zobaczyli coś zupełnie niepowtarzalnego. Popis odwagi i kontroli nad samochodem, który przejdzie do historii.
Schumacher musiał tego dnia uznać wyższość swojego największego rywala. Po wyścigu przyznał, że prawdopodobnie i tak nie byłby w stanie obronić pierwszej pozycji do końca wyścigu, ale nie mógł nie docenić genialnego manewru Fina. To był ostatni raz, kiedy Hakkinen wyglądał na absolutnego króla F1. Po tym wyścigu umocnił swoje prowadzenie w klasyfikacji. Wydawało się, że jest w życiowej formie i pewnie zmierza po trzecie z rzędu mistrzostwo, co wcześniej udało się tylko Juanowi Manuelowi Fangio, a Ferrari znowu, już 21 rok z rzędu, nie wygra mistrzostwa świata kierowców. Przyszłość jednak okazała się być zupełnie inna.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!