O tym wyścigu można by napisać książkę. W historii F1 były całe sezony, w których było mniej ciekawych zdarzeń, niż w tym jednym wyścigu. Grand Prix Europy na Nurburgringu było też charakterystyczne dla sezonu 1999, w którym wydawało się czasami, że nikt nie chce zdobyć mistrzostwa. Tutaj wydawało się, że nikt nie chce wygrać wyścigu.
Po Grand Prix Włoch, w którym Eddie Irvine zdobył marny 1 punkt, a Mika Hakkinen wypadł z trasy pozbawiając sam siebie pewnego zwycięstwa, obaj pretendenci do tytułu mieli, na trzy wyścigi przed końcem, równo 60 punktów. Jednak sensacyjny tryumfator z Monza Heinz-Harald Frentzen miał stratę tylko dziesięciu punktów do liderów, a David Coulthard dwunastu. W tym nieprzewidywalnym sezonie nie było to dużo.
W kwalifikacjach, na zimnym, przesychającym po ulewie, torze, niespodziewanie to właśnie Frentzen był najszybszy, w ostatniej chwili wyprzedzając McLareny Coultharda i Hakkinena. Czwarty był Ralf Schumacher w Williamsie, który we Włoszech udowodnił swoim drugim miejscem, że wyrasta na nową gwiazdę F1. Irvine był zaledwie dziewiąty, a jego kolega z Ferrari Mika Salo dopiero dwunasty.
Niemieccy kibice, mimo braku ich idola Michaela Schumachera, który miał powrócić dopiero na następny wyścig w Malezji, mieli komu kibicować. Tempo Frentzena sprawiało, że stawał się realnym pretendentem do zwycięstwa na Nurburgringu i w konsekwencji autentycznym kandydatem do mistrzostwa.
Pierwsze podejście do startu zakończyło się chaosem. Alex Zanardi i Marc Gene nieprawidłowo ustawili się na starcie, zielone światło nie zapaliło się, jednak czołowi zawodnicy wystartowali mimo to. Uniknęli jednak kary, a po następnym okrążeniu rozgrzewkowym start odbył się już bez problemów. Przynajmniej do pierwszego zakrętu.
Frentzen obronił się przed McLarenami, jednak z tyłu stawki awaria w samochodzie jego zespołowego kolegi Damona Hilla rozpoczęła reakcję łańcuchową. Hill stracił moc w środku zakrętu. Alex Wurz w ostatniej chwili zobaczył zwalniającego Jordana tuż przed sobą i odruchowo odbił w prawo, tam jednak był już Sauber Pedro Diniza. Samochód Brazylijczyka przekoziołkował tak, że pałąk bezpieczeństwa wrył się w ziemię i urwał. Wyglądało to makabrycznie, ale na szczęście dzięki wysokim ścianom kokpitu kierowca wyszedł z tego zupełnie bez szwanku. Jeszcze kilka lat wcześniej tego rodzaju kraksa najprawdopodobniej skończyłaby się tragedią.
Na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa. Frentzen prowadził, Hakkinen był drugi przed Coulthardem, Schumacherem, Giancarlo Fisichellą i Oliverem Panisem. Ferrari cudem uniknęły chaosu na pierwszym zakręcie, ale Irvine ciągle był zaledwie siódmy. Po restarcie jednak szybko minął Panisa i znalazł się w punktach. Jego następnym celem był Fisichella. Włoch jednak okazał się znacznie bardziej wymagającym przeciwnikiem. Eddie w końcu wyprzedził go na siedemnastym okrążeniu, kiedy Fisi, będący pod presją od prawie dziesięciu okrążeń, popełnił błąd i wyjechał prawymi kołami na trawę, na wyjściu z ósmego zakrętu. Irvine miał wtedy już osiem sekund straty do pierwszej czwórki, która jechała bardzo blisko siebie. Frentzen nie był tak szybki jak trzy samochody za nim, ale jego tempo wystarczało, by nie dać się wyprzedzić.
Zaraz potem spadł deszcz i rozpoczął się prawdziwy rollercoaster zaskakujących zdarzeń. Ralf Schumacher na mokrym torze radził sobie znacznie lepiej niż McLareny, które szybko zaczęły tracić dystans do Frentzena. Ron Dennis zareagował ściągając Hakkinena do boksu po opony deszczowe, mimo że Fin nie był przekonany do tej decyzji. Ferrari ściągnęło do boksu najpierw Salo, by sprawdzić na nim skuteczność "deszczówek". Gdy Fin stał w boksie deszcz ustał, co spowodowało zamieszanie. Salo spędził w boksie prawie 40 sekund, ale wyjechał w końcu na ewidentnie już niewłaściwych oponach deszczowych. Zaraz potem w boksie pojawił się Irvine, który miał dostać opony na suchą nawierzchnię. Jednak te nie były jeszcze dla niego przygotowane. Eddie czekał 28 sekund zanim znaleziono prawe tylne koło i wypuszczono go z boksu. Przynajmniej jednak miał właściwy zestaw opon. Hakkinen popełnił oczywisty błąd, ale zamiast natychmiast wrócić do boksu po opony suche, jechał, o kilka sekund wolniej niż liderzy, na "deszczówkach", czekając na opady. Irvine wyprzedził go na dwudziestym czwartym okrążeniu, awansując na dwunastą pozycję. Dopiero kiedy wyprzedził go Marc Gene w Minardi, Mika skapitulował i zjechał do boksu. Miał już wtedy okrążenie straty do liderów.
Ten nieprawdopodobny rozwój wypadków był wymarzonym scenariuszem dla Frentzena, który, gdyby taka kolejność miała utrzymać się do końca wyścigu, zrównałby się w punktacji z Irvine’em i Hakkinenem. Niemiec prowadził, ale to jadący za nim Ralf był najszybszy, a trzeci Coulthard też był bardzo blisko.
Jadący na dwa tankowania Ralf, udał się do boksu. Teraz walka o zwycięstwo toczyła się między Frentzenem i Coulthardem. David przyspieszył, wiedząc, że to dla niego rozstrzygający moment. Niemiec był pod dużą presją. Obaj liderzy zjechali do boksu razem na trzydziestym pierwszym okrążeniu i wyjechali w niezmienionej kolejności. Jednak wtedy nastąpił brutalny koniec snu o mistrzostwie Heinza-Haralda Frentzena. Na tym samym zakręcie co wcześniej samochód jego zespołowego partnera, z powodu identycznej usterki, jego pojazd także zatrzymał się na poboczu. Dla zespołu Jordana był to ogromny cios.
Coulthard teraz prowadził, jadąc po bardzo ważne dla siebie punkty, drugi był Ralf, trzeci Rubens Barrichello w Stewarcie, potem Fisichella, a tuż za nim, na piątym miejscu, jechał drugi Stewart Johnny’ego Herberta. Startujący z dalszych pozycji zawodnicy Stewarta ciągle czekali na swoje pierwsze tankowanie. Ta taktyka okazała się strzałem w dziesiątkę. Na trzydziestym piątym okrążeniu deszcz spadł ponownie, tym razem znacznie silniejszy i szybko stało się oczywiste, że czas na opony deszczowe.
Herbert nie miał wątpliwości i od razu podążył do boksu, licząc na to, że chmura, którą widział przed sobą, za chwile znajdzie się nad torem. Tak się stało. Jarno Trulli i kilku innych kierowców podążyło za nim. Nie było jednak wśród nich Coultharda. Lider wyścigu, być może mając w pamięci błąd swojego zespołowego partnera, pozostał na torze na oponach na suchą nawierzchnię. To nie była dobra decyzja. Chwilę później samochód Szkota wpadł w poślizg, opuścił tor i zatrzymał się na barierze z opon. Podobnie jak w przypadku Frentzena oznaczało to koniec marzeń o mistrzostwie, ale było tym bardziej bolesne, że Coulthard pozbawił się życiowej szansy przez swój własny błąd.
Z pretendentów do mistrzostwa na torze pozostali już tylko Irvine i Hakkinen, ale wątpliwe było czy zdobędą jakiekolwiek punkty. Na czele byli teraz Schumacher, Fisichella i Barrichello, również pozostający na slickach. Herbert był czwarty. Anglik był o kilka sekund szybszy od Fisichelli, liderzy jednak konsekwentnie trwali przy oponach na suchą nawierzchnię, czekając aż tor zacznie przesychać.
Ralf Schumacher radził sobie w tych warunkach świetnie i jechał po swoje pierwsze zwycięstwo, które ukoronowałoby jego świetny sezon. Fisichella radził sobie gorzej i cudem uniknął uderzenia w barierę z opon, po tym jak wpadł w poślizg. Trzeci był już Herbert, czwarty Trulli, a Barrichello piąty, za pewne nie mogąc sobie wybaczyć, że przegapił moment, który tak doskonale wyczuł Herbert, kiedy trzeba było zmienić opony na deszczowe.
Schumacher miał przed sobą jeszcze jedno tankowanie, ale wcześniejszy błąd Fisichelli sprawiał, że miał szansę na zwycięstwo nawet w przypadku, gdyby Włoch był zatankowany do końca. Gdy Ralf zjechał na okrążeniu numer 44, słońce wyszło już zza chmur i tor przesychał. Ralf założył świeże slicki i ruszył w pogoń za Fisichellą. Włoch wytrzymał najtrudniejsze momenty na mokrej nawierzchni, nie dał się wyprzedzić Herbertowi i teraz z kolei on stanął przed szansą zdobycia swojego pierwszego zwycięstwa w F1. Jednak Herbert, który awansował teraz na drugie miejsce, oraz Schumacher byli tuż za nim. Nikt poza teamem Benettona nie wiedział, czy Fisi nie musi jeszcze raz zatankować.
Opony deszczowe Herberta zaczynały być teraz przeszkodą i Fisichella oddalał się, a Ralf naciskał na Anglika coraz bardziej. Johnny zmienił więc opony na suche, pozornie tracąc szansę na zwycięstwo. Jednak ten niesamowity wyścig ciągle był daleki od ostatecznych rozstrzygnięć. Ilość paliwa w samochodzie Giancarlo miała pozostać na zawsze tajemnicą, bowiem Włoch jeszcze raz obrócił się, w tym samym miejscu co poprzednio, tym razem jednak nie wrócił już na tor. Prowadzenie odziedziczył Ralf, ale tylko na chwilę, ponieważ już na następnym okrążeniu przebił oponę i musiał przejechać całe okrążenie, by dostać się do boksu.
Wtedy niespodziewanie Johnny Herbert, który jak dotąd w sezonie 1999 punktował tylko raz i w powszechnym mniemaniu zbliżał się do końca kariery, znalazł się na bezpiecznym prowadzeniu. Drugi był Trulli, dalej Barrichello, Luca Badoer był czwarty w Minardi, Ralf piąty, Jacques Villeneuve szósty, a siódmy, kolejny kierowca Minardi, Marc Gene. Irvine po trzech pit stopach był ósmy, a Hakkinen dziewiąty i zdublowany przez Herberta.
Czwarte i siódme miejsce teamu Minardi było ogromnym osiągnięciem, które zawdzięczali bezbłędnej taktyce. Tym większa była rozpacz Badoera, kiedy jego skrzynia biegów odmówiła posłuszeństwa 13 okrążeń przed końcem. Luca jechał wyścig życia i był na najlepszej drodze, żeby przerwać swoja pechową serię po czterdziestu pięciu wyścigach bez punktu. Włoch, który doskonale wiedział, że umknęła mu niepowtarzalna szansa, po wyjściu z samochodu zalał się łzami.
Jednak dla Minardi nie był to koniec nadziei na dobry rezultat i pierwsze punkty od czterech sezonów. Gene awansował na szóste miejsce, a potem po, niemal obowiązkowej w tym sezonie, awarii samochodu Villeneuve’a, na piąte. Za nim jednak byli dwaj pretendenci do tytułu. Hakkinen po tym jak ostrożnie jadący Herbert przepuścił go, stał się najszybszy na torze i z łatwością dogonił Irvine’a. Eddie odpierał ataki przez kilka okrążeń, ale w końcu Mika odzyskał szóste miejsce, gdy Brytyjczyk popełnił błąd na szykanie, i puścił się w pościg za Gene. Mało kto spodziewał się bezpośredniego pojedynku kandydatów do mistrzostwa o jeden punkt za szóste miejsce.
Hakkinen, kiedy poradził sobie z Irvine’em, szybko dogonił i wyprzedził Gene. Jednak kierowca Minardi miał szansę na punkt, gdyby utrzymał się przed kierowcą Ferrari. W boksie Minardi napięcie sięgnęło zenitu, ale niespodziewanie Gene udało się obronić szóstą pozycję, co okazało się mieć później daleko idące konsekwencje dla losów mistrzostwa. Dzięki osiągnięciu Gene, Minardi wyprzedziło BAR w klasyfikacji konstruktorów.
Nie tylko Gene walczył o swój wynik do końca. Trulli musiał wytrwale bronić się przed atakami Barrichello. Brazylijczyk był szybszy i atakował wielokrotnie, ale mokry tor poza linią jazdy uniemożliwiał mu skuteczne wyprzedzanie. Ostatecznie Jarno utrzymał drugą pozycję i uniemożliwił teamowi Stewarta skompletowanie dubletu.
Nie zepsuło to oczywiście humoru Paulowi i Jackie’emu Stewartom. Ich team, który w następnym roku miał być przejęty przez Forda i stać się Jaguarem, odniósł sukces, którego nikt się przed sezonem nie spodziewał. Po tym wyścigu mieli realne szanse odebrać Williamsowi czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów.
To był dopiero trzeci sezon Stewarta w F1. By znaleźć podobną historię prywatnego teamu tak szybko będącego w stanie odnosić zwycięstwa, trzeba by się cofnąć do lat siedemdziesiątych. Nieprzypadkowo Jackie Stewart stwierdził, że jest to jego większe osiągnięcie niż dawne tryumfy jako kierowcy. Oczywiście potrzebne było do tego dużo szczęścia, ale zespół już wcześniej pokazywał potencjał i trzykrotnie zajmował miejsca na podium, dzięki Rubensowi Barrichello. Tym razem Brazylijczyk musiał ustąpić Johnny’emu Herbertowi, który, jako jeden z nielicznych kierowców w tym zwariowanym wyścigu, nie pomylił się ani razu i wywalczył swoje trzecie zwycięstwo w F1.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!