Finisz Grand Prix Austrii 1982 pobił rekord na najbliższy w historii i do dziś w tej klasyfikacji jest w ścisłej czołówce. Nie może być inaczej. Dwa samochody finiszujące obok siebie po niemal dwóch godzinach i ponad 300 kilometrach ścigania. To w Formule 1 nie zdarza się często. Zwłaszcza trudno się tego było spodziewać w 1982 roku kiedy samochody mocno różniły się między sobą. Akurat Lotusa i Williamsa nikt się na pierwszych miejscach nie spodziewał.
Ten wyścig miał należeć do samochodów turbo. Na położonym w górach torze Renault i Brabham miały powetować sobie dotychczasowe niepowodzenia. Tylko te zespoły, oraz oczywiście Ferrari, były wymieniane w gronie faworytów. Brabham liczył na to, że próbowana z marnym skutkiem w ostatnich wyścigach prekursorska taktyka z tankowaniem w połowie wyścigu wreszcie da owoce. Renault mogło być bardzo pewne siebie jeśli chodzi o tempo, ale niezawodność była wielkim znakiem zapytania.
W kwalifikacjach Brabhamy zmiażdżyły konkurencję zajmując dwa pierwsze pola startowe. Za Nelsonem Piquetem i Riccardo Patrese ustawił się Alain Prost. Czwarty był jedyny samochód Ferrari prowadzony przez Patricka Tambaya. Po wypadku Didiera Pironiego w Grand Prix Niemiec Ferrari nie znalazło jeszcze następcy. Na piątym polu ustawił się Rene Arnoux w drugim Renault, a za nim dwóch najlepszych kierowców reszty stawki: Keke Rosberg w Williamsie i Elio de Angelis w Lotusie.
Pierwsza część wyścigu była zdominowana przez lżejsze o połowę baku Brabhamy. Na czele stawki jechał Patrese, który co prawda spadł po starcie na trzecie miejsce, ale już po dwóch okrążeniach wyprzedził Prosta i Piqueta. Tambay był pierwszym z faworytów, który stracił swoją szansę. Musiał przejechać prawie całe okrążenie wyjątkowo długiego toru w Austrii z przebita oponą. Gdy wyjechał z boksu był daleko z tyłu. Niedługo później z wyścigu wycofał się Arnoux. Niezawodność z pewnością nie była atutem samochodów Renault
Zespół Brabhama planował tankowanie już w trzech ostatnich wyścigach, ale ani razu żadnemu z kierowców, nie udało się dojechać do połowy dystansu. Tym razem jednak było inaczej i austriaccy kibice mieli okazje zobaczyć pierwsze tankowanie w nowożytnej historii F1. Pierwszym, który zameldował się w boksie był mający problemy z oponami Piquet. Wyjechał na czwartym miejscu spadając za Prosta i de Angelisa. Kilka okrążeń później w boksie pojawił się Patrese. Jego przewaga nad Prostem była tak duża, że zdołał obronić pierwsze miejsce. Taktyka z tankowaniem sprawdziła się więc, ale tylko w przypadku jednego z samochodów.
Gdy wszyscy szykowali się na pasjonujący pojedynek miedzy Patrese a Prostem, który starał się za wszelka cenę dogonić Włocha zanim jego nowe opony zyskają odpowiednia temperaturę, koszmary Brabhama powróciły. Patrese w spektakularny sposób wypadł z szybkiego lewego zakrętu ślizgając się po trawie i zatrzymując się na wale ziemnym oddzielającym strefę dla publiczności. To zdarzenie dobitnie pokazało niedostateczne standardy bezpieczeństwa na Osterreichringu. Powodem wypadku Patrese była awaria silnika. Nie był to jednak koniec złych wieści dla zespołu Brabhama. Już cztery okrążenia później również samochód Piqueta odmówił posłuszeństwa.
Tor w Austrii okazał się w sezonie 1982 wyjątkowo zabójczy dla samochodów. Ostatecznie wyścig miało ukończyć zaledwie siedmiu kierowców. Prost nie był jednym z nich. Zaledwie pięć okrążeń przed końcem silnik w jego samochodzie stanął w płomieniach. Francuz mimo, że przyzwyczajony do ciągłych awarii, tym razem był wyjątkowo rozczarowany utratą pewnego zwycięstwa.
Awaria Prosta sprawiła, że pierwsze miejsce odziedziczył de Angelis, ale bardzo szybko zbliżał się do niego Rosberg. Fin dawał z siebie absolutnie wszystko i kończąc przedostatnie okrążenie był już tuż za kierowcą Lotusa. Ostatnie okrążenie miało być prawdziwym spektaklem.
Zarówno Elio jak i Keke byli barwnymi postaciami w świecie Formuły 1 i powszechnie szanowanymi za ogromny talent kierowcami, ale żaden z nich nie stanął nigdy przed szansą wygrania wyścigu. W Austrii, na torze, na którym to było najmniej prawdopodobne, niespodziewanie przed taką szansą stanęli. Ich pojedynek odbył się na najszybszym i najniebezpieczniejszym torze w kalendarzu. Styl jazdy Rosberga był zawsze spektakularny i tym razem też jechał absolutnie na limicie, ale młodszy i mniej doświadczony Elio nie ugiął się pod presją i zaprezentował bardzo mądrą defensywną jazdę. Nic jednak nie mogło powstrzymać Rosberga przy wyjściu na ostatnią prostą. Dwa samochody przejechały przez linię mety obok siebie. 0.05 sekundy to odległość, o którą de Angelis pokonał Rosberga wygrywając swoje pierwsze Grand Prix. Było to też pierwsze zwycięstwo Lotusa od czasu mistrzowskiego sezonu 1978. Ostatnie za życia Colina Chapmana. Odniesione przez model 91, spadkobiercę Lotusa 88, któremu nie pozwolono nigdy wystartować.
Paradoksalnie jednak ten wyścig okazał się jeszcze ważniejszy dla tego, który przyjechał drugi. Wobec pecha konkurentów, Rosberg niespodziewanie stawał się pretendentem do tytułu, mimo że jeszcze nigdy nie wygrał wyścigu. Po nierównym środku sezonu to było jego drugie podium z rzędu. Wyszedł na drugie miejsce w klasyfikacji za, wykluczonym z dalszych startów przez okropny wypadek, Pironim.
Dwóch świetnych kierowców, dwie bardzo różne historie. Dla Rosberga rozpoczynała się właśnie droga na sam szczyt. Potencjał de Angelisa miał niestety pozostać nie wykorzystany. Wygrał później jeszcze tylko raz, rok przed tragicznym końcem swojej zbyt krótkiej kariery.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!