Dwa najbardziej pamiętane szalone deszczowe wyścigi z końca lat dziewięćdziesiątych to oczywiście Spa-Francorchamps 1998 i Nurburgring 1999. Pewnie z powodu bliskości tych dwóch niesamowitych wyścigów, Grand Prix Francji 1999, rozegrane na torze Magny-Cours, jest nieco zapomniane. Był to jednak świetny wyścig, pełny manewrów wyprzedzania i niespodziewanych zwrotów akcji.
1999 rok upływał pod znakiem walki Miki Hakkinena i Michaela Schumachera, ale obaj nie spisywali się tak dobrze jak rok wcześniej. Obaj zaczęli sezon od problemów technicznych, które pozbawiły ich punktów Australii, a później obu zdarzyło się stracić zwycięstwo przez kraksę na prowadzeniu po prostym błędzie na wyjściu z szykany. Hakkinenowi zdarzyło się to w Imoli, Schumacherowi w Montrealu. Mimo tych problemów, przed Grand Prix Francji pozostawali jedynymi kandydatami do tytułu. Trzeci w klasyfikacji Eddie Irvine był w Ferrari zdecydowanym numerem dwa, a prześladowany przez awarie David Coulthard w drugim McLarenie ukończył w punktach jak dotąd tylko dwa wyścigi. Hakkinen prowadził w klasyfikacji o 4 punkty, ale to był dla niego rozczarowujący wynik, jeśli wziąć pod uwagę, że startował z pole position w pięciu pierwszych wyścigach sezonu.
Wobec faktu, że Benetton i Williams musiały radzić sobie z coraz bardziej przestarzałym silnikiem, szansę na walkę o dobre pozycję zyskały zespoły Jordana i Stewarta, których liderzy, Rubens Barrichello i Heinz-Harald Frentzen pokazywali się z bardzo dobrej strony. Barrichello prowadził w Brazylii i zdobył podium na Imoli. Frentzen zaczął sezon świetnie od dwóch finiszy na podium, ale potem jego świetną formę przysłonił pech. W Montrealu stracił drugie miejsce po potężnym wypadku na skutek awarii hamulców.
W Magny-Cours ulewa w kwalifikacjach sprawiła, że wyniki były bardzo nietypowe, co zapowiadało bardzo ciekawy wyścig. Barrichello zdobył swoje drugie w karierze, pierwsze od pięciu lat i pierwsze dla Stewart Grand Prix pole position. Drugi był Jean Alesi w Sauberze, trzeci Olivier Panis startujący dla Prosta. Za nimi dopiero ustawili się Coulthard, Frentzen i Michael Schumacher, który jednak mógł się cieszyć ze swojego wyniku, bo jego główny rywal Hakkinen, był dopiero czternasty. Z siedemnastego pola startował Irvine.
Dla Barrichello najważniejsze było wykorzystanie przewagi na starcie i oddalenie się od najgroźniejszych rywali, zanim poradzą sobie z Alesim i Panisem. Stewart miał w tamtym roku naprawdę dobry samochód i w przeciwieństwie do pierwszego pole position, które w podobnych okolicznościach Barrichello wywalczył dla Jordana w Grand Prix Belgii 1994, teraz była szansa, by przekuć to osiągnięcie w dobry wynik.
Panis tuż po starcie dał się wyprzedzić Coulthardowi, Frentzenowi i Schumacherowi, ale Alesi na końcu pierwszego okrążenia utrzymywał ciągle drugie miejsce. Jednak już na drugim kółku wyprzedził go Coulthard, który chciał wykorzystać ten wyścig jako swietną okazję do nadrobienia strat w klasyfikacji kierowców.
Frentzen i Schumacher utknęli za Alesim, co umożliwiło dogonienie ich, przedzierającemu się przez stawkę, Hakkinenowi. Schumacher zaryzykował z ustawieniami licząc na deszcz i na początku wyścigu nie wyglądał na kandydata do wygranej. McLareny w tym fragmencie wyścigu wyglądały zdecydowanie najlepiej. Na szóstym okrążeniu Coulthard wyprzedził Barrichello w zakręcie Adelaide. Ten ciasny nawrót był jedynym miejscem na torze sprzyjającym wyprzedzaniu. Rubens puścił go i próbował kontratakować na wyjściu z zakrętu, jednak bez powodzenia. Coulthard natychmiast zaczął pokazywać prędkość niedostępną komukolwiek innemu.
Na dziewiątym okrążeniu Hakkinen podjął pierwsza próbę wyprzedzania Schumachera, jednak na dohamowaniu przed Adelaide Michael zdołał się wybronić, mądrze blokując wewnętrzną zakrętu. Na następnym okrążeniu jednak Hakkinen zdołał już wbić się po wewnętrznej. Schumi, jak wcześniej Barrichello próbował odgryźć się na wyjściu z zakrętu, ale również musiał skapitulować.
Szef McLarena, Ron Dennis, musiał być bardzo zadowolony z takiego przebiegu wypadków, ale jego radość trwała bardzo krótko. Chwilę później ogromny pech znów dopadł Coultharda, który musiał wycofać się z powodu awarii. Szkot tym samym czwarty raz w siedmiu ostatnich wyścigach nie dojechał do mety.
Tym czasem nad torem zaczęły zbierać się czarne chmury. Czekano na pierwsze krople deszczu. Na piętnastym okrążeniu Hakkinen poradził sobie z Frentzenem, a trzy okrążenia później także z Alesim. Ten drugi manewr był szczególnie spektakularny, gdyż obaj kierowcy hamowali zdecydowanie za późno i niemal wypadli poza krawędź toru.
Na dwudziestym pierwszym okrążeniu, gdy Hakkinen zaczął doganiać Barrichello, widać było wyraźnie, że samochody obu kierowców coraz mocniej ślizgają się w zakrętach. Zaczynało padać. W boksach patrzono w niebo i zastanawiano się nad dalszą taktyka w tej sytuacji.
Pierwszy zareagował Eddie Irvine, ale zespół nie był na niego gotowy. Mechanicy szukali w garażu opon deszczowych, kiedy Eddie już stał w boksie. Stracił ponad 40 sekund, ale przynajmniej nie musiał przejechać całego następnego okrążenia na slickach, tak jak większość stawki. Nastąpiło prawdziwe oberwanie chmury i samo dojechanie do boksu nie było prostym zadaniem. Hakkinen był bardzo ostrożny, nie chcąc zmarnować szansy na zwycięstwo, co wykorzystał, nie bojący się ryzyka, Alesi, który mocno się do niego zbliżył.
Po zmianach opon, połączonych z tankowaniem, kolejność w czołówce nie zmieniła się. Barrichello ciągle prowadził, przed Hakkinenem, Alesim, Frentzenem i starszym z braci Schumacherów. To, co uległo zmianie, to fakt, że teraz przewaga tempa Hakkinena nie była już tak oczywista. Barrichello pokazywał już nie raz jak dobry jest w deszczu i w zespole Stewarta wpatrywano się teraz w czasy okrążeń, szukając nadziei na zwycięstwo. Fani Ferrari czekali natomiast na szarżę Schumachera, czyli słynnego mistrza deszczu.
Nadzieje zespołu Stewarta szybko się rozwiały, bo Barrichello nie miał dobrego tempa i konkurenci zaczęli go doganiać. Warunki jednak szybko się pogarszały i wkrótce również na oponach deszczowych trudno było utrzymać samochód na torze. Pierwszy przekonał się o tym Alesi, który zakończył swój jak dotąd najlepszy występ w sezonie na żwirowym poboczu. Francuz gramoląc się z samochodu gwałtownie gestykulował, sfrustrowany faktem, że w tych warunkach nie pojawił się samochód bezpieczeństwa. Safety car pojawił się zaraz po wypadku Alesiego. Niepocieszony Francuz mógł zobaczyć go z pobocza, którym na piechotę udawał się do boksu. Wypaść na śliskim torze zdołali jeszcze między innymi Wurz i Villeneuve. Wycofał się również Damon Hill, którego sezon w Jordanie był przeciwieństwem świetnej postawy jego kolegi z zespołu Frentzena. Po wyścigu Hill przyznał, że rozważa koniec kariery. Na torze zostało już tylko 12 samochodów.
Faza samochodu bezpieczeństwa zdawała się trwać w nieskończoność, zwłaszcza dla Michaela Schumachera, który ustawił samochód spodziewając się deszczu i teraz liczył na powrót do walki o wygraną. Z kolei Frentzen rozmawiał przez radio ze swoim boksem, pytając dlaczego nalano mu tyle paliwa, bo na mokrej nawierzchni ciężki samochód bardzo trudno się prowadził. Jednak długa faza samochodu bezpieczeństwa bardzo mu pomogła i okazała się dla niego kluczowa z taktycznego punktu widzenia.
W końcu jednak Oliver Gavin zjechał swoim Mercedesem z toru. Do końca zostało jeszcze 37 okrążeń, czyli niemal dokładnie połowa wyścigu. Patrząc na tempo Hakkinena wydawało się kwestią czasu, kiedy obejmie prowadzenie. Na trzydziestym ósmym okrążeniu był tuż za Barrichello w nawrocie Adelaide, ale właśnie wtedy popełnił prosty błąd. Skupiony na samochodzie Brazylijczyka zawadził na wyjściu z zakrętu tylnym kołem o krawężnik i obrócił samochód. Zanim zdołał kontynuować jazdę spadł na siódmą pozycję.
To był idealny scenariusz dla Schumachera, który już na kolejnym okrążeniu wyprzedził Frentzena i teraz on stał się zagrożeniem dla Barrichello. Pierwszy atak na Brazylijczyka się nie powiódł. Schumi po bardzo późnym hamowaniu wyszedł na pierwsze miejsce momentalnie, ale stracił je ponownie już na wyjściu z zakrętu.
Na następnym okrążeniu atakował już praktycznie w każdym zakręcie, ale Rubens zaczynał radzić sobie coraz lepiej ze znajdowywaniem przyczepności i nie był już tak bezbronny na dohamowaniach. Jednak dobra wiadomością dla Schumachera było to, że Hakkinen, który w tajemniczy sposób kompletnie stracił tempo, dał się wyprzedzić przez Irvine’a.
Na czterdziestym czwartym okrążeniu Schumi zdołał w końcu perfekcyjnie wykonać manewr, który ćwiczył od kilku okrążeń i stał się liderem oraz faworytem wyścigu, rozgrywanego w jego ulubionych warunkach, na jednym z jego ulubionych torów. Niemiec wygrywał tu czterokrotnie w poprzednich pięciu sezonach. Natychmiast zaczął pokazywać formę, do której przyzwyczaił w poprzednich deszczowych wyścigach, odjeżdżając konkurentom o trzy sekundy na okrążeniu, lecz później nieco zwolnił, zadowalając się utrzymywaniem bezpiecznej przewagi.
Barrichello natomiast trzymał za sobą grupę zawodników. W bliskich odległościach jechali za nim kolejno Frentzen, Panis, jadący najlepszy wyścig od czasu, gdy dwa lata wcześniej jego karierę zatrzymała kontuzja, Ralf Schumacher, Irvine i Hakkinen.
Wtedy jednak nastąpił kolejny moment zwrotny, kiedy elektronika w samochodzie Schumachera zaczęła płatać mu figle. W pewnym momencie stracił całe 8 sekund, ale potem znów zaczął odbudowywać przewagę. Wydawało się, że to tylko chwilowy problem, ale miało okazać się, że jest znacznie poważniejszy.
Ralf wkrótce wyprzedził Panisa, a Irvine jako pierwszy z czołówki zjechał na drugie tankowanie. Hakkinen potraktował to jako sygnał do ataku i również szybko poradził sobie z Panisem, a także z Ralfem, który również udał się do boksu.
Gdy do boksu udał się starszy z braci Schumacherów, przygotowano dla niego nową kierownicę, jednak, gdy ją założono, Michael miał problem z ruszeniem z boksu i w rezultacie stracił kilka dodatkowych sekund. To była zapowiedź, że nowa kierownica nie rozwiązuje problemu i jego tempo nadal będzie spadało.
Była to świetna wiadomość dla Hakkinena, który właśnie zabierał się za wyprzedzanie Frentzena. Wydawało się, że nie powinno mu to sprawić trudności, ale Niemiec bronił się w Adeleide, jedynym miejscu sprzyjającym wyprzedzaniu, bardzo inteligentnie. W takim razie trzeba było rozważyć, czy nie lepiej zjechać do boksu. Hakkinen jednak pozostał na torze i przy trzeciej próbie dopiął swego. Już na prostej był obok Frentzena. Ten bronił się do końca, ale zbyt opóźnił hamowanie i musiał ustąpić.
Teraz przed Hakkinenem był tylko Barrichello, który jechał jak dotąd wyścig życia. Mało kto spodziewał się, że będzie walczyć o zwycięstwo w tak późnej fazie wyścigu.
Mika był znacznie szybszy, ale Rubens bronił się dzielnie przez całe pięćdziesiąte dziewiąte okrążenie. Hakkinen, który już raz w tym wyścigu popełnił poważny błąd, nie chciał teraz podejmować zbyt dużego ryzyka. Wobec problemów Schumachera, to on był faworytem wyścigu.
Na sześćdziesiątym okrążeniu Barrichello musiał jednak zaakceptować to, co było nieuniknione i Hakkinen wysunął się na pozycję lidera.
Zarówno on jak i Barrichello i Frentzen nie zjeżdżali jednak jeszcze do boksu po raz drugi. Teraz dla Miki kluczowe było wykorzystanie ostatnich okrążeń przed tankowaniem na zapewnienie sobie przewagi nad Schumacherem. Szybko okazało się, że jest w stanie jechać o 2 sekundy szybciej niż jego główny rywal, walczący teraz głównie ze swoim samochodem.
Frentzen natomiast przeżył chwile grozy na wyjściu z Adeleide, gdy jego skrzynia biegów zacięła się na kilka sekund, potem jednak kontynuował jazdę bez problemu. Musiało być to ogromną ulgą dla wyraźnie zdenerwowanego Eddiego Jordana. Eddie wiedział, że Frentzen stoi w tym wyścigu przed szansą na coś więcej niż podium. Zespół Jordana miał w tym wyścigu prawdziwego asa w rękawie, co za chwilę miało wyjść na jaw.
Do końca pozostawało już tylko kilka okrążeń i teraz najważniejszą kwestią było to, czy czołówka musi jeszcze zjechać do boksu na tankowanie. Po zachowaniu Hakkinena, który cisnął na maksa, widać było, że zdecydowanie tak. Barrichello i Frentzen mieli gorsze tempo, co mogło świadczyć o tym, że już nie planują zjeżdżać. Tymczasem Schumacher miał coraz większe problemy i odpadał z walki o podium. Teraz zbliżali się do niego Ralf i goniący go Irvine.
Hakkinen zjechał na 6 okrążeń przed końcem i na tym samym okrążeniu do boksu udał się także Barrichello. Frentzen natomiast pozostał na torze. Hakkinen musiał teraz gonić Niemca, bo wyglądało na to, że ten już nie będzie potrzebował tankowania. Jednak przewaga Frentzena nie tylko nie zmniejszała się, ale zaczęła się powiększać. Teraz, gdy nie był już obciążony większym niż konkurenci ładunkiem paliwa, okazało się, jak dobre tempo ma jego Jordan. Dla wszystkich stało się jasne, że teraz tylko katastrofa może odebrać Frentzenowi zwycięstwo. Jordan swoja taktyką zaskoczył wszystkich konkurentów.
Tymczasem Barrichello wyjechał tuż przed starszym z braci Schumacherów, za którym bardzo blisko był już jego brat Ralf i Irvine. Na szczęście dla Barrichello, problemy Michaela spowodowały, że mógł skupić się jedynie na blokowaniu Ralfa, co zapewniło Brazylijczykowi podium. Dopiero trzecie w historii Stewarta, ale wywołujące uczucie niedosytu, ponieważ to Barrichello przejechał w tym wyścigu najwięcej okrążeń na prowadzeniu.
Irvine próbował wyprzedzić Ralfa w ostatniej szykanie, co udało się na chwilę, ale Niemiec skutecznie kontratakował na wyjściu, a potem, w Adelaide poradził sobie ze swoim bratem Michaelem i wywalczył tym samym czwarte miejsce, gdyż Eddiemu zabroniono wyprzedzania partnera z zespołu, mimo że tempo Schumiego było coraz gorsze. Gdyby w Ferrari wiedzieli jak potoczy się dalsza część sezonu z pewnością podjęliby inną decyzję.
Tymczasem sensacyjny lider wyścigu niezagrożony zbliżał się do mety. Frentzen miał wszystko pod kontrolą. To było drugie zwycięstwo Jordana w F1. Bardziej pamiętane jest to pierwsze, Damona Hilla, z legendarnego wyścigu w Belgii rok wcześniej, ale to właśnie to zwycięstwo w Magny-Cours było najlepszym momentem w historii Jordana w F1, a także w karierze Frentzena.
Niemiec zapowiadał się kiedyś na wielką gwiazdę, ale jego czas spędzony w Williamsie u boku Jacquesa Villeneuve’a okazał się wielkim rozczarowaniem, mimo odniesienia zwycięstwa w Grand Prix San Marino 1997. Teraz Frentzen niespodziewanie wyrastał na pozytywnego bohatera sezonu.
We Francji Jordan i Frentzen wygrali dzięki szybkości, taktyce, niezawodności i bezbłędnej jeździe. Mieli trochę szczęścia, ponieważ Coulthard odpadł a Schumacher miał problem z samochodem, ale awarie zdarzają się niemal w każdym wyścigu. Samochód Frentzena był niezawodny, a on nie popełnił błędu, jak Hakkinen, czy alesi. Jeśli jednak wybrać jeden czynnik, który przesądził o zwycięstwie Frentzena, na plan pierwszy wychodzi taktyka, którą kompletnie zaskoczyli konkurentów. Jordan pokazał tym wyścigiem, że zdecydowanie są teraz trzecią siłą w F1 i, w sprzyjających okolicznościach, są jak najbardziej zdolni do wygrywania.
Michael Schumacher dopiero podczas wywiadu dla niemieckiej telewizji zorientował się, że to Frentzen, a nie Hakkinen wygrał wyścig. Było to dla niego pewne pocieszenie. Teraz miał do Hakkinena 8 punktów straty i 9 wyścigów, by tą stratę odrobić. Tak mu się przynajmniej wydawało.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!