Grand Prix Niemiec 2000 to jeden z tych pamiętnych wyścigów, które wspominane są przez wszystkich z nostalgią. Tego dnia walka o mistrzostwo zeszła na dalszy plan, a wyścig stał się nieprawdopodobną historią zawodnika, który w końcu, w najbardziej nieoczekiwanych okolicznościach, osiągnął od dawna upragniony sukces.
Rubens Barrichello w 2000 roku jechał już ósmy sezon w F1, ale ciągle czekał na swoje pierwsze zwycięstwo. Podczas pierwszych siedmiu sezonów, które spędził w barwach Jordana i Stewarta, nigdy tak naprawdę nie miał szans walczyć o zwycięstwa, choć nie raz pokazywał swój talent.
W słynnym Grand Prix Europy w Donington w 1993 roku awaria pozbawiła go prawie pewnego podium, potem rok później w Spa stał się najmłodszym w dziejach zdobywcą pole position. W Stewarcie przeżył dwa lata w wolnym i zawodnym samochodzie, ale zdołał zdobyć drugie miejsce w deszczowym Grand Prix Monako 1997. W 1999 doczekał się w końcu dobrego samochodu. Prowadził w Brazylii oraz Francji, trzy razy stał na podium i skończył sezon na siódmym miejscu.
W nagrodę doczekał się w końcu transferu do czołowego zespołu. Zastąpił w Ferrari Eddiego Irvine’a u boku Michaela Schumachera. Irvine był zatrudniony specjalnie po to, by wspomagać Schumachera, ale niespodziewanie dostał szansę walki o mistrzostwo, gdy Niemiec złamał nogę. Barrichello wiedział, że potrafi być szybszy od Irvine’a, którego znał z czasów wspólnych startów dla Jordana.
Po tym jak Schumacher w świetnym stylu wrócił po kontuzji, w końcówce poprzedniego sezonu, Ferrari zaczęło sezon 2000 najlepiej jak się dało. W Australii Schumi i Barrichello zdobyli dublet. Po doskonałym początku pojawiły się jednak problemy. Po awariach w Monako i we Francji, Schumacher odpadł już na pierwszym zakręcie w Austrii w efekcie nie kończąc trzech z ostatnich czterech wyścigów przed swoim domowym Grand Prix. Co prawda w Kanadzie Scuderia zaliczyła kolejny dublet, ale Schumi miał już tylko sześć punktów przewagi nad Davidem Coulthardem i osiem nad Miką Häkkinenem. W tamtym sezonie obaj kierowcy McLarena prezentowali się dobrze, ale odbierali sobie nawzajem punkty. Barrichello za to nie wyglądał na pretendenta do tytułu, tracąc do Schumachera już całe 20 punktów. Miał passę czterech kolejnych finiszy na podium, ale nadal żadnego zwycięstwa.
Weekend w Hockenheim układał się jednak dla Brazylijczyka bardzo źle. Pogoda od początku była bardzo niepewna, co mogłoby być atutem Brazylijczyka, zwykle dobrze sobie radzącego w deszczu, ale tym razem okoliczności sprzysięgły się przeciwko niemu. Podczas kwalifikacji, jego samochód odmówił posłuszeństwa jeszcze zanim Brazylijczyk zdołał ukończyć pierwsze pomiarowe okrążenie. Samochód rezerwowy był już przejęty przez Schumachera, który uszkodził swój w treningach, więc mechanicy musieli naprawić dla Barrichello uszkodzony pojazd Schumachera i ustawić go pod preferencje Rubensa. Zajęło to sporo czasu, a kiedy Brazylijczyk w końcu pojawił się na torze, warunki zdążyły się pogorszyć. W efekcie Barrichello uzyskał zaledwie osiemnasty czas, co sprawiało, że szanse na dobry wynik zmalały do minimum. Jak dotąd był to dla niego zdecydowanie najmniej udany weekend sezonu. Schumacher za to był drugi, za Coulthardem, przed Giancarlo Fisichellą w Benettonie i Häkkinenem.
Niemiec nie wystartował dobrze, za to świetnie wystartował Häkkinen, który przebił się z czwartego miejsca na pierwsze przed Coultharda, który skupiając się na blokowaniu Schumiego, pozwolił się wyprzedzić. Michael walcząc z McLarenami jakby zapomniał o Fisichelli. Zjechał na lewo i chcąc dobrze wyjść z zakrętu za Coulthardem, hamował wcześnie. Fisi władował się w tył Schumachera i po chwili oba samochody wbiły się w barierę z opon na zewnętrznej pierwszego zakrętu. Drugi raz rzędu Schumacher odpadł na pierwszym zakręcie i tym razem zrobił to w domowym Grand Prix. Totalna katastrofa.
McLareny prowadziły więc niezagrożone, ale emocji kibicom dostarczał Barrichello. Potrzebował jednego okrążenia, by znaleźć się w pierwszej dziesiątce. Trzeci jechał Jarno Trulli w Jordanie, a za nim kierowcy zespołów Arrows i Jaguar, których samochodom służyła specyfika toru Hockenheim i którzy liczyli na bardzo potrzebne im punkty. Barrichello jednak nie miał zamiaru im w tym pomagać, przedostawał się coraz wyżej i na szóstym okrążeniu zameldował się na piątej pozycji za świetnym tego dnia Pedro de la Rosą w Arrowsie.
Jos Verstappen w drugim Arrowsie musiał radzić sobie samochodem, od którego odpadła znaczna część pokrywy silnika, natomiast Jaguar Johnny'ego Herberta zatrzymał się na poboczu. Na kolejną gwiazdę wyścigu wyrastał Heinz-Harald Frentzen, który, w podobnym stylu co Barrichello, przebijał się z siedemnastego miejsca.
Na dwunastym okrążeniu Barrichello poradził sobie w końcu z de la Rosą, a dwa okrążenia później także z Trullim, wychodząc na trzecie miejsce, Frentzen był już szósty, bijąc przy okazji rekord okrążenia.
Świetne tempo Barrichello i Frentzena było możliwie dzięki małej ilości paliwa na pokładzie, więc obaj szybko musieli tankować i spadli z powrotem za Trulliego i de la Rosę, który jak dotąd jechał wyścig życia.
Gdy Barrichello ponownie dogonił de la Rosę, nastąpił pierwszy punkt zwrotny tego wyścigu. Na długiej prostej za pierwszym zakrętem nagle pojawił się tajemniczy mężczyzna w przeciwdeszczowym płaszczu. Ówczesna wersja toru biegła przez las, w którym mężczyzna schował się i czekał na swój moment. Nikt nie wiedział, czy jest jednym z kibiców i jaki jest jego cel. Jak się okazało był to były pracownik Mercedesa, jego zdaniem niesłusznie zwolniony i chcący zaprotestować przeciw temu jak został potraktowany.
Jego protest miał mocno skomplikować życie kierowcom McLarena-Mercedesa w tym wyścigu. Przebiegł przez tor i dalej wolnym krokiem przemieszczał się poboczem z drugiej strony trasy. Nie było wyjścia, na tor musiał wyjechać samochód bezpieczeństwa. Najbliższy posterunek porządkowych był dość daleko i ściągnięcie nieproszonego gościa z toru zajęło trochę czasu.
Wszyscy wiedzieli, że wobec takiego obrotu sprawy należy natychmiast udać się do boksów, by zatankować do końca wyścigu, ale nie dla wszystkich było to proste. Coulthard, jadący tuż za Häkkinenem z jakichś powodów nie zjechał razem z nim, by poczekać na swoją kolej, musiał zrobić nadprogramowe kółko i spadł na szóste miejsce. Kolejność przed restartem wyglądała więc nastepująco: Häkkinen, Trulli, Barrichello, de la Rosa, Frentzen, Coulthard.
Po restarcie Häkkinen uciekł szybko Trulliemu, który blokował pozostałych zawodników. Kolejność w czołówce nie zmieniła się, ale dużo działo się z tyłu stawki. Już na drugim okrążeniu po restarcie Pedro Diniz, i walczący z nim zaciekle Jean Alesi, sprawili, że samochód bezpieczeństwa powrócił na tor. Dwa samochody zderzyły się na dohamowaniu przed szykana, przy dużej prędkości, co posłało samochód Alesiego po trawie w barierę. Nie uderzył w nią na szczęście po dużym kątem, ale z odpowiednią siłą, by wprawić samochód w ruch obrotowy i rozrzucić koła po trasie. Ten spektakularny wypadek na szczęście nie spowodował u Alesiego poważnych obrażeń, ale z pewnością przyprawił go o zawrót głowy.
Po kolejnym restarcie Alex Wurz obrócił się już na prostej startowej, zgasił silnik i pozostawił swój samochód na linii wyścigowej. Charlie Whiting nie posłał jednak ponownie na tor samochodu bezpieczeństwa, a porządkowi bardzo sprawnie usunęli Benettona z trasy, zanim kierowcy pokonali długie okrążenie toru w Hockenheim.
Wtedy jednak nastąpił kolejny punkt zwrotny w tym wyścigu. Spadł deszcz. Najpierw delikatnie zaczęły spadać pierwsze krople, później padało coraz bardziej. Ocena sytuacji była trudna z powodu długości toru. Na części stadionowej padało coraz bardziej, podczas gdy w lesie tor pozostawał niemal zupełnie suchy. Kiedy kierowcy po długiej jeździe przez las wracali na stadion, nie wiedzieli czego się spodziewać, jak bardzo warunki pogorszyły się od poprzedniego okrążenia.
Coulthard w międzyczasie wyprzedził Frentzena, a rozrywki kibicom dostarczył Jacques Villeneuve, obracając się dwa i pół raza wokół własnej osi, po kolizji ze swoim zespołowym kolega Riccardo Zontą.
Na części stadionowej, gdzie były boksy, lało jak z cebra i kolejni zawodnicy zjeżdżali po deszczowe opony, ale inni pozostawali na torze. Barrichello, Coulthard i Frentzen dzielnie walczyli na oponach na suchą nawierzchnię. Brazylijczyk radził sobie najlepiej, powiększając przewagę. W międzyczasie Trulli dostał 10 sekund kary stop-go. Kiedy Zonta, który również nie zjechał do boksu i jechał na czwartym miejscu, wypadł z trasy i zakończył wyścig w sekcji stadionowej, Coulthard skapitulował i zjechał po opony deszczowe. Przed Häkkinenem pozostali teraz tylko Barrichello i Frentzen.
Barrichello nie miał wyjścia, musiał pozostać przy obranej taktyce, bo tylko to dawało mu szansę na zwycięstwo. Sam fakt, że znalazł się jednak w tej pozycji, był ogromną niespodzianką. Podczas krótkiej walki Frentzena z Häkkinenem widać było, że Häkkinen jest znacznie szybszy na stadionie, ale Frentzen ciągle jest szybszy w lesie. Niestety walka między nimi zakończyła się przedwcześnie, kiedy jego Jordan odmówił posłuszeństwa. Ten sezon był dla Jordana katastrofa, jeśli chodzi o awarie i był początkiem upadku tego świetnego w latach dziewięćdziesiątych zespołu.
Z okrążenia na okrążenie stawało się jasne, że taktyka Barrichello jest taktyką zwycięską. Brazylijczyk walczył ze wzruszeniem, ale musiał zachować maksymalną koncentrację, by nie wypaść z trasy w mokrej części stadionowej. Wszyscy wstrzymywali oddech, gdy Brazylijczyk pokonywał ostatnie zakręty, starając się utrzymać samochód na torze. W boksie Ferrari dopingował go także Schumacher. Zwycięstwo Brazylijczyka nie tylko było sukcesem Ferrari, ale ratowało skórę Michaelowi, pozbawiając punktów jego rywali. McLaren-Mercedes nie umiał wykorzystać jego wpadki. Przeszkodziły mu genialna pogoń Barrichello, a także protest byłego pracownika Mercedesa.
Gdy zawsze emocjonalny Barrichello przekroczył metę, popłynęły łzy szczęścia. Celebracja Barrichello przeszła do historii i jest przypominana chyba częściej niż fragmenty wyścigu. Widać było jak dużo to zwycięstwo, którego jeszcze godzinę wcześniej zupełnie się nie spodziewał, dla niego znaczy.
Czwarte miejsce za kierowcami McLarena, zajął świetny w końcówce Jenson Button, który prawie dogonił pod koniec Coultharda, by powalczyć o swoje pierwsze podium. Piąty był Mika Salo w Sauberze, a punkt za szóste miejsce zdobył Pedro de la Rosa.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!