Bezpośrednia walka o tytuł do ostatniego okrążenia, to coś o czym kibice F1 marzyli od zawsze, ale nigdy nie mogło się zdarzyć. 12.12.2021 do takiej sytuacji rzeczywiście doszło. Jednak towarzyszyły temu bardzo kontrowersyjne okoliczności.
Grand Prix Abu Zabi 2021 zapowiadało się na historyczne wydarzenie. Po jednym z najciekawszych sezonów w historii sportu, po dwudziestu jeden wyścigach, wielu starciach i dwóch poważnych kraksach dwóch pretendentów do tytułu miało dokładnie tyle samo punktów. Po prawdziwym maratonie, wszystko miał rozstrzygnąć sprint do mety. To było jak rzuty karne w finale mistrzostw świata. Wszystko co było wcześniej, nie ma już znaczenia.
Dodatkowo tą dwójką kierowców byli rekordzista wszechczasów Lewis Hamilton, mający na koncie ponad setkę wygranych wyścigów i siedem mistrzowskich tytułów oraz talent stulecia Max Verstappen polujący na pierwszy tytuł. Verstappen nadal był uważany za młodego zawodnika, ale tak naprawdę czekał na swój pierwszy tytuł w F1 już siedem długich lat. Hamilton miał szansę stać się pierwszym kierowcą w historii F1, który wygrał tytuł po raz ósmy. Byłby też to jego piąty tytuł z rzędu, co wcześniej udało się tylko Michaelowi Schumacherowi.
W tle była rywalizacja między Red Bullem i Mercedesem, które wspólnie zdominowały ostatnią dekadę, ale nigdy wcześniej nie rywalizowały o mistrzostwo. Dodatkowego smaku dodawała atmosfera między oboma rywalizującymi obozami, która wraz z postępem sezonu stawała się coraz bardziej napięta.
Kontrowersje w tamtym sezonie zaczęły się już w wyścigu w Bahrajnie, gdy Max Verstappen wyprzedził Lewisa Hamiltona poza torem i musiał oddać pozycję. Sam incydent nie był kontrowersyjny, ale już wtedy zwrócono uwagę, że pilnowanie przestrzegania limitów toru było mocno niekonsekwentne w trakcie całego weekendu. Potem nastąpiło wiele innych problematycznych decyzji sędziów i dyrekcji wyścigu. Fernando Alonso protestował wielokrotnie, że jest wyprzedzany poza torem na pierwszym okrążeniu. W Rosji z premedytacją ominął więc pierwszą szykanę, a również w Austin wykonywał manewry testujące konsekwencję sędziów.
Co ważniejsze, przez cały czas dochodziło też do kontrowersji z udziałem pary głównych konkurentów do tytułu. Mercedes protestował przeciw brutalnym manewrom Verstappena na Imoli i w Barcelonie, karze dla Hamiltona w Wielkiej Brytanii, a kulminacja złych emocji nastąpiła podczas Grand Prix Brazylii, gdzie Hamiltona ukarano za wadliwe tylne skrzydło, a potem pozwolono Verstappenowi wypchnąć go z toru bez żadnych konsekwencji, Toto Wolff sugerował wtedy, że Mercedes jest nieuczciwie traktowany. Red Bull z kolei uważał, że kara dla Lewisa w Wielkiej Brytanii była zbyt łagodna, a Verstappen nie powinien być ukarany za kraksę w Monza. Max narzekał, że nie pozwala mu się jeździć agresywnie, mimo że nie przekracza przepisów. Pod koniec sezonu kara za ignorowanie żółtej flagi w Katarze dodatkowo wzmocniła przekonanie Red Bulla, że FIA im nie sprzyja.
Podczas Grand Prix Arabii Saudyjskiej stosunki między zespołami a dyrektorem wyścigowym Michaelem Masim skomplikowały się dodatkowo. Masi negocjował z wywierającymi na niego coraz większą presję szefami obu zespołów, a obaj kierowcy naginali przepisy jak tylko mogli, doprowadzając do serii incydentów.
W tamtym sezonie postanowiono upubliczniać w transmisji komunikację między zespołami a dyrekcją wyścigu, które stały się częścią widowiska.
W Jeddah Verstappen w kwalifikacjach pojechał jedno z najbardziej spektakularnych okrążeń w historii, podczas którego nawet Alonso przerwał wywiad, by razem z dziennikarzami wpatrywać się w ekran. Max jednak zakończył to okrążenie rozbijając się na ostatnim zakręcie.
Z pierwszego miejsca ruszał Hamilton, ale Verstappen znalazł się na pole position po restarcie, gdy wypadek Micka Schumachera spowodował czerwoną flagę.
Wystartował słabo, ale natychmiast podjął walkę. Wyprzedził Hamiltona, lecz zrobił to nieprzepisowo, ścinając szykanę. Wyścig przerwano znów, po kolejnej kraksie i po negocjacjach z dyrekcją wyścigu, Verstappenowi pozwolono oddać miejsce na starcie i uniknąć kary czasowej. Następnie Max wygrał start i od razu wyprzedził Hamiltona, co wywołało sporą irytację w Mercedesie. Hamilton dogonił Versteppena, ale przy kolejnej próbie wyprzedzania Max znów obronił się ścinając szykanę. Oczywiście polecono mu oddać pozycję.
Max chciał zrobić to przed strefą DRS, na co nie miał ochoty Hamilton. W efekcie tych wszystkich gierek doszło do kolizji, która doprowadziła Toto Wolffa do szewskiej pasji, a świat obiegły zdjęcia jak szef Mercedesa z furią rzuca słuchawkami.
Ostatecznie wyścig rozstrzygnął się, kiedy Verstappen w wyniku chaotycznej komunikacji oddał prowadzenie Hamiltonowi i jednocześnie otrzymał karę czasową, co pozbawiło go szansy na zwycięstwo. W wyniku tych wszystkich wydarzeń oba walczące z sobą obozy zgromadziły spory zapas pretensji do przedstawicieli FIA i obie strony czuły się pokrzywdzone.
Tydzień później nadszedł finał w Abu Zabi. Rok wcześniej Red Bull niespodziewanie dominował tu nad niepokonanym wcześniej Mercedesem, więc wydawałoby się, że w tym roku tym bardziej Verstappen będzie faworytem. Nie było to jednak oczywiste. Po pierwsze Mercedes wyglądał bardzo dobrze od kilku weekendów wyścigowych, po drugie zmienił się sam tor. Przeszedł kilka zmian i wszystkie z nich polegały na zastąpieniu wolnych szykan i zakrętów szybszymi. Zakręt dziewiąty, przed którym było najlepsze miejsce do wyprzedzania stał się teraz długim, szybkim, nieco nachylonym łukiem. To teoretycznie była dobra wiadomość dla Mercedesa.
Generalizując można powiedzieć, że dotychczas Red Bull lepiej radził sobie w zakrętach, zwłaszcza tych wolnych, gdzie kluczem jest przyczepność, Mercedes zaś, miał przewagę na prostych i w szybkich łukach dzięki kombinacji mocy silnika i niskiego oporu powietrza.
Mimo że obu pretendentów do tytułu miało identyczną ilość punktów, to Verstappen prowadził, ze względu na większą ilość zwycięstw. To oznacza, że zostawał mistrzem, jeśli ani on ani Hamilton nie ukończyliby wyścigu. To była kluczowa informacja, jeśli chodzi o podejście obu zawodników do walki koło w koło. Kibice Hamiltona mogli obawiać się agresywnych manewrów Maxa, ale należało też pamiętać o tym, co spotkało Michaela Schumachera w 1997 roku. W przypadku kolizji rozstrzygającej o mistrzostwie, kierowca, który spowodował wypadek, może być ukarany karnym odjęciem punktów.
Podsumowując, atmosfera przed ostatnim wyścigiem była wyjątkowo napięta.
W Abu Zabi Verstappen pokazał siłę w kwalifikacjach. Wywalczył pole position, ale w Q2 zepsuł okrążenie na oponach pośrednich i nie mógł na nich wystartować. Start na miękkich nie był optymalną strategią, ale przynajmniej powinien zapewnić utrzymanie pierwszej pozycji. Tak się jednak nie stało.
Pierwszy cios wyprowadził Hamilton. Wystartował świetnie. Mimo bardzo krótkiego dystansu do pierwszego zakrętu, natychmiast objął prowadzenie.
Verstappen szybko doszedł do siebie po słabym starcie. Wiedział, że od razu musi powalczyć o odzyskanie pozycji, gdyż jadący na pośredniej mieszance Hamilton zyskiwał ogromną taktyczną przewagę, jeśli udałoby mu się utrzymać Maxa za sobą na początku wyścigu.
Na szóstym zakręcie, czyli na jedynej szykanie, która ocalała przebudowę toru, Max przeprowadził kontratak. Mogło się wydawać, że na końcu prostej jest nieco za daleko, ale był zdeterminowany i wiedział, że musi podjąć ryzyko. Hamował jak najpóźniej jak się da, wcisnął się obok Hamiltona i, w przeciwieństwie do podobnego manewru w Brazylii, utrzymał część samochodu w obrębie toru unikając ścięcia następnego zakrętu. Manewr wyszedł więc perfekcyjnie i zaskoczył skutecznie Hamiltona, który jeszcze w strefie hamowania zdawał się kontrolować sytuację.
Jednak gdy Verstappen wyjechał na kolejną prostą zobaczył Lewisa ciągle przed nim, z większą przewagą niż dotychczas.
Lewis widząc, że Max, podobnie jak w Brazylii, wpycha się po wewnętrznej, ryzykując kolizję, nie miał zamiaru ustępować, ściął szykanę, stwierdził, że został wypchnięty z toru i oddał decyzję co dalej w ręce sędziów.
Czy Hamilton rzeczywiście został wypchnięty z toru? Gdyby chciał pozostać na torze, musiałby odpuścić i pożegnać się z prowadzeniem. Jako walczący o mistrzostwo, zdeterminowany kierowca, nie odpuścił i ściął szykanę. Zrobił to, bo mógł. Na tym polega problem z wyasfaltowanymi poboczami.
Dla większości postronnych obserwatorów jasne było, że Lewis powinien oddać pozycję. Gdy podjął decyzję o ścięciu szykany stracił już pozycję na rzecz Versteppena, który wykonał poprawny manewr i utrzymał samochód w obrębie toru. W Red Bullu zapanowało oburzenie. Nieczyste zagranie Hamiltona rujnowało wyścig Verstappena.
Jednak decyzja sędziów była inna. Uznali, że Max wypchnął swojego konkurenta z toru i wystarczy jeśli Lewis zwolni, by zmniejszyć przewagę, którą powiększył ścinając tor. Hamilton bardzo sprytnie zrobił to już na kolejnej prostej, w związku z tym uniknął jakiejkolwiek kary.
Jednak dla Red Bulla nie miało to już znaczenia. Na kolejnym okrążeniu przewaga Hamiltona była już większa. Max stracił okazje do wyprzedzania bezpowrotnie i Lewis szybko oddalił się poza zasięg DRS.
Wśród sędziów tego dnia zasiadał Derek Warwick, Anglik, który nie ukrywał swojej sympatii dla Hamiltona. Czy to mogło mieć znaczenie? Każdy może mieć swoją opinię i fani Verstappena ją mieli.
To była bardzo kontrowersyjna decyzja. Rok później Hamilton znów ściął szykanę podczas podobnej walki z Carlosem Sainzem i polecono mu natychmiast oddać pozycję.
Od tego momentu w Red Bullu panowało przekonanie, że sędziowie wspierają Hamiltona.
Dobrą wiadomością dla Red Bulla po starcie była fakt, ze Sergio Perez od razu przebił się przed, trzeciego na starcie, Lando Norrisa. Valtteri Bottas w tym czasie spadł na ósme miejsce. Jadący ostatni wyścig dla Mercedesa Fin, przestał być czynnikiem w walce o najwyższe pozycje.
Po rozstrzygnięciu sędziów wyścig stał się przewidywalny i po prostu nudny. Wydawało się, że Lewis wygra z łatwością. Ogromne oczekiwania wobec tego wyścigu zamieniły się w rozczarowanie. Powietrze szybko uchodziło z napompowanego balonika, ale w Red Bullu robiono wszystko, by powrócić do gry. Teraz jedyną nadzieja była taktyka.
Verstappen zjechał wcześnie, prowokując Hamiltona do reakcji. Mercedes mimo że Hamilton mógł jeszcze długo jechać na oponach pośrednich, wolał uniknąć straty pozycji. To mógł być ostatni pit stop w wyścigu. Obaj konkurenci założyli twarde opony. Red Bull miał jeszcze jednego asa w rękawie, a raczej ostatnią deskę ratunku, czyli Pereza, który nie zmienił jeszcze opon i teraz objął prowadzenie.
Na początku wydawało się, że Sergio nie spełni pokładanych w nim przez zespół nadziei. W strefie DRS przed szykaną Lewis poradził sobie z nim z łatwością, ale potem nie obronił się przed natychmiastowym kontratakiem. Perez nie był dublowany, walczył o pozycję i był zdeterminowany użyć wszystkich dostępnych tricków, by spowolnić Hamiltona.
Na szykanie Lewis zachował więcej spokoju niż na pierwszym okrążeniu, walcząc z Verstappenem. Przepuścił Pereza i odpowiedział atakiem na wyjściu z szykany. Perez musiał ustąpić, ale miał DRS i nie zawahał się go użyć. Hamilton blokował wewnętrzną, ale Sergio przecisnął się i tak, na granicy limitów toru, by zapewnić sobie lepszą pozycję przed nowym zakrętem dziewiątym.
Następnie przed obojgiem kierowców była kręta sekcja trzeciego sektora toru. Tu nie da się wyprzedzać. Perez, wiedząc o tym, nie próbował uciekać Hamiltonowi, tylko jechał wolno w zakrętach, spowalniając go. Lewis robił co mógł, by uwolnić się od Meksykanina i narzekał przez radio na jego niebezpieczną i niesportową jazdę, ale Perez nie przekroczył żadnych przepisów.
Następna okazja dla Hamiltona nadeszła dopiero przed szykaną na następnym okrążeniu. Ale gdy Lewis w końcu odzyskał pierwsze miejsce, Verstappen był już tuż za nim. Perez natychmiast oddał mu drugą pozycję i zjechał na zmianę opon.
Hamilton stracił w wyniku walki z Perezem siedem sekund przewagi nad Verstappenem.
„Checo jest legendą”
– skomentował Verstappen.
Zmniejszenie straty do Hamiltona miało się później okazać kluczowe, ale początkowo nic na to nie wskazywało. Hamilton zaczął znów powiększać przewagę. Verstappen wykorzystał wirtualny samochód bezpieczeństwa po awarii Antonio Giovinazziego, by założyć nowy zestaw twardych opon, ale niewiele to nie dało.
Verstappen na nowych oponach zaczął się powoli zbliżać do Hamiltona, ale na osiem okrążeń przed końcem Hamilton miał ciągle ponad dziesięć sekund przewagi. Komentatorzy zabierali się już za podsumowania sezonu i opisywanie rekordowego osiągnięcia Hamiltona, jakim byłoby ósme mistrzostwo.
Daleko za resztą stawki, na dwóch ostatnich miejscach, miała miejsce walka pozornie pozbawiona jakiegokolwiek znaczenia, a jednak, jak się miało okazać kluczowa. Mick Schumacher i Nicholas Latifi walczyli o piętnaste miejsce.
Przed nowym długim łukiem dziewiątego zakrętu, Latifi znalazł się w idealnej pozycji do wyprzedzania, nie zdołał jednak zamknąć manewru przed zakrętem i Schumacher kontratakował wypychając go poza tor na wyjściu. Latifi powrócił na tor i nadal ścigał kierowcę Haasa, jednak kilka zakrętów później popełnił prosty błąd i rozbił samochód o barierę.
Incydent w tym miejscu, gdzie bariera jest tuż przy torze, musiał oznaczać samochód bezpieczeństwa. Rozbity Williams stał dokładnie na linii wyścigowej.
To był dokładnie najgorszy scenariusz dla Mercedesa i ostatnia nadzieja dla Red Bulla. Taktyka dla Verstappena była w tym momencie oczywista. Zachować się odwrotnie niż Hamilton. Z kolei taktycy Mercedesa musieli wybierać między zmianą opon na miękką mieszankę i stratą pozycji, albo zachowaniem pozycji na torze i narażeniem się na atak Red Bulla. Tylko jedna z tych opcji była właściwa, ale to która odpowiedź jest dobra, nie zależało od nich, tylko od tego czy wyścig zakończy się za samochodem bezpieczeństwa, czy nastąpi restart. Mercedes wybrał zachowanie pozycji. W najgorszym razie Lewis miał szansę obrony. Gdyby wybrali inaczej, Hamilton spadłby za Verstappena, a restart by nie nastąpił, byłaby to kompromitacja wszechczasów.
Hamilton od razu rozumiał sytuację, gdy powiedziano mu, że ma za małą przewagę, by pozwolić sobie na zjechanie do boksu. Verstappen zjechał po nowe miękkie opony i miał teraz ogromna przewagę przyczepności.
Gdy na tor wyjechał safety car do końca wyścigu zostało jeszcze pięć okrążeń. To było na granicy. Nie było wiadomo czy porządkowi zdążą na czas oczyścić tor. W podobnych sytuacjach w IndyCar pokazywano czerwoną flagę, ale w F1 nie wypracowano podobnej procedury i teoretycznie nie było przesłanek do przerwania wyścigu.
W tej sytuacji los mistrzostwa bardziej niż od zawodników zaczął zależeć od tego jak szybko samochód Latifiego zostanie usunięty z toru i jakie decyzje podejmie Masi. W związku z tym szefowie teamów zaczęli wydzwaniać do dyrekcji wyścigu, by zacząć wywierać nacisk.
Mercedes miał nadzieję, że usuwanie samochodu Latifiego potrwa jak najdłużej, Red Bull starał się dopilnować, by procedura restartu rozpoczęła się jak najszybciej i objęła przepuszczenie zdublowanych samochodów.
Masi był popędzany przez szefa Red Bulla Christiana Hornera, który chciał, by jak najszybciej pozwolono zdublowanym zawodnikom wyprzedzać. Ta procedura była kluczowa, by Verstappen miał szansę, bo między nim i Hamiltonem było aż pięciu zdublowanych zawodników. Według przepisów, ta procedura musiała odbyć się okrążenie przed restartem.
Na trzy okrążenia przed końcem Masi poinformował zespoły, że nie pozwoli na przepuszczenie zdublowanych samochodów. Williamsa już usunięto, ale marshale ciągle czyścili tor z odłamków.
Wobec tego w Red Bullu zaczęły się sarkastyczne komentarze, a Mercedes był już pewny swego. Maxowi właśnie odebrano szansę po raz kolejny. Tak się przynajmniej wydawało.
Gdy na pięćdziesiątym szóstym z pięćdziesięciu ośmiu okrążeń samochody mijały miejsce wypadku, marshale właśnie wskakiwali za barierę. Wtedy właśnie Masi miał ostatnią szansę doprowadzenia do restartu zgodnie z przepisami. Póki co jednak nie miał pewności, że może bezpiecznie to zrobić. Gdyby tylko uporano się z samochodem Latifiego minutę wcześniej…
Gdy Masi zorientował się, że marshali nie ma już na torze, było już za późno. Być może ciągłe wydzwanianie do niego przez szefów teamów nie poprawiło jego komunikacji z obsługą toru.
Problem polegał na tym, że zawodnicy w międzyczasie zaczęli przedostatnie okrążenie. Gdyby Masi chciał trzymać się regulaminu, po przepuszczeniu dublowanych kierowców, musiałby czekać kolejne okrążenie z restartem, czyli nie zdążyłby go przeprowadzić przed końcem wyścigu. Może Masi obawiał, że Red Bull będzie się czuł pokrzywdzony, argumentując, że był czas, by przepuścić zdublowane samochody? Może podświadomie chciał zrekompensować Verstappenowi kontrowersyjna decyzję sędziów? Może najbardziej zależało mu na tym, by jak dotąd nudny i rozczarowujący finał sezonu, nie skończył się za samochodem bezpieczeństwa? Tak czy inaczej ciągła presja ze strony Hornera poskutkowała. Masi postanowił, że zrobi wszystko, by sezon zakończył się walką na torze.
W tej sytuacji podjął decyzję, która sprawiła, że Grand Prix Abu Zabi przeszło do historii jako jeden z najbardziej emocjonujących i kontrowersyjnych finałów w historii Formuły 1. Na przedostatnim okrążeniu wydana została decyzja, że tylko pięć kluczowych dla Verstappena samochodów będzie mogło wyprzedzić Hamiltona i samochód bezpieczeństwa, a restart nastąpi przed ostatnim okrążeniem. Bezprecedensowa decyzja była podjęta arbitralnie, bez żadnego oczywistego dla obserwatorów trybu, choć później FIA powoływało się na jeden z punktów regulaminu argumentując, że niezależnie od wszystkich innych przepisów, dyrektor wyścigu ma prawo do ostatecznej decyzji.
Masi zezwalając wybranym zdublowanym zawodnikom na wyprzedzenie liderów, przekroczył przepisy. Po pierwsze zezwolił na wyprzedzanie tylko zawodnikom znajdującym się między Verstappenem a Hamiltonem. W przepisach nie ma mowy o takiej opcji. Decyzja tym bardziej dziwna, że nie pozwolono nadrobić okrążenia tylko trzem pojazdom.
Po drugie jednocześnie zarządził restart. Przepisy mówią, że restart powinien się odbyć dopiero okrążenie później. Z tego powodu Mercedes był pewny, że restart albo w ogóle się nie odbędzie, albo Hamilton będzie bezpieczny z powodu zawodników znajdujących między nim i Verstappenem.
Być może całą procedurę można było rozpocząć okrążenie wcześniej, ale Masi chciał być pewny, że nikogo z obsługi toru nie ma już na trasie. Wszystko wyglądało dość chaotycznie, a ciągłe telefony od szefów teamów z pewnością nie pomagały Masiemu podejmować optymalnych decyzji.
Max był zaskoczony tak samo jak wszyscy, ale mentalnie był gotowy do walki. Jeszcze przed restartem zaczął naciskać Hamiltona, wywierając na niego presję. Po restarcie nie czekał na długą prostą, tylko skutecznie zaatakował już w zakręcie piątym, doprowadzając garaż Red Bulla do prawdziwej eksplozji. Lewis nie spodziewał się ataku już tutaj, ale ten zakręt został przed wyścigiem przerobiony właśnie po to, by dało się tu wyprzedzać. Hamilton został wypchnięty na zewnętrzną i musiał uniknąć zderzenia, co jeszcze utrudniło mu dobre wyjście z zakrętu.
Toto Wolff krzyczał przez radio do Masiego, że to co zrobił nie było w porządku, a Lewis na torze podjął ostatnią próbę obrony tytułu. Przed szykaną był tuż za Verstappenem, zmuszając go do błędu, a na kolejnej prostej podjął ostatnią próbę ataku. Verstappen walczył ze skurczem w nodze, ale napędzała go adrenalina. Przed zakrętem dziewiątym Max zrobił wszystko, by nie wpuścić Hamiltona na wewnętrzną. Lewis zaatakował więc od zewnętrznej. Verstappen zepchnął go do samej krawędzi toru. Dwaj pretendenci do tytułu walczyli na ostatnim okrążeniu sezonu koło w koło o centymetry od siebie przy szybkości 300 km/h. Świat nie widział wcześniej czegoś takiego, choć wielu marzyło o tym, by kiedyś bezpośrednią walkę o tak dużą stawkę zobaczyć. Dla kibiców był to moment, którego nigdy nie zapomną. Legendarna walka dwóch wielkich kierowców. Trwała ona jednak tylko moment i była podszyta ogromną kontrowersją.
Hamilton nie zdołał wyjść na czoło przed zakrętem, a w strefie hamowania przewaga opon Verstappena musiała okazać się rozstrzygająca. Wjeżdżając w zakręt ósmy na drugim miejscu Lewis wiedział, że stracił szansę. Przez radio krzyczał, że wyścig zmanipulowano, tymczasem mechanicy Red Bulla rzucili się, by świętować upragnione mistrzostwo, na które czekali od 2013 roku.
Trudno sobie wyobrazić skalę wzruszenia i radości w Red Bullu, bo tak emocjonującym i pełnym napięcia wyścigu, ale poza obozem nowego mistrza świata emocje były zupełnie inne.
Daniel Ricciardo, któremu nie pozwolono wyprzedzić dwójki liderów i dzięki temu miał idealny widok na walkę o mistrzostwo, powiedział przez radio, że cieszy się, że nie uczestniczył w tym, co się właśnie stało i określił to niecenzuralnym słowem. Oczywiście największe oburzenie i niedowierzanie panowało w Mercedesie.
Toto Wolff jeszcze raz chwycił za mikrofon. „Mickey, co to było?”,
spytał Masiego załamującym się głosem i zaczął domagać się przywrócenia kolejności sprzed nieregulaminowej decyzji. „To się nazywa wyścigi samochodowe”,
odpowiedział Masi. Wtedy dopiero Toto zorientował się, że dalszy dialog nie ma sensu.
Decyzja Masiego była z pewnością dobra dla widowiska. To w sumie spore niedopowiedzenie. Ta decyzja dała kibicom na całym świecie możliwość obejrzenia bezpośredniej walki o mistrzostwo na ostatnim okrążeniu ostatniego wyścigu. Czegoś takiego jeszcze nie było i możliwe, że już nie będzie. Desperacja Toto Wolfa tylko dodała dramatyzmu temu niezapomnianemu okrążeniu, w wyniku którego zobaczyliśmy zupełnie nowego mistrza świata. Gdyby Masi podjął inną decyzję i wyścig skończyłby się za samochodem bezpieczeństwa, wyścig przeszedłby do historii nie tylko jako kontrowersyjny z powodu decyzji z pierwszego okrążenia, ale również nudny. Pytanie tylko czy rolą dyrektora wyścigu powinno być dbanie o poziom widowiska. W tym przypadku tak było, bo wszystko zależało do jego arbitralnej decyzji.
Masi miał kilka opcji do wyboru. Mógł skończyć wyścig za samochodem bezpieczeństwa, mógł zrestartować go nie pozwalając zdublowanym zawodnikom wyprzedzić liderów, bądź pozwolić im na to. Wybrał tą ostatnią opcję, jedyną, która pozwalała pretendentom do tytułu na walkę. Możliwością, która w ogóle nie została wzięta pod uwagę była czerwona flaga i restart. Ta opcja mogłaby pozwolić uniknąć kontrowersji, bo obaj konkurenci byliby wtedy w tej samej sytuacji, ale też byłaby kwestionowana, bo nie było dla niej wyraźnego uzasadnienia w przepisach.
Hamilton zanim wysiadł z samochodu z pewnością musiał wziąć kilka głębokich wdechów. Gdy wysiadł z samochodu zdobył się na to, by z uśmiechem na ustach pogratulować Maxowi zwycięstwa. Zachował się jak przystało na mistrza. Potem jednak zniknął z mediów na wiele tygodni, prowokując plotki o końcu kariery.
Zawczasu wyposażony w prawników Mercedes natychmiast oprotestował wyniki. Argumentem Mercedesa było to, że ich taktyka była oparta na przewidywaniu, że Masi nie będzie naginał przepisów, mają więc pełne prawo czuć się oszukani. FIA wybroniła się, podkreślając, że ostateczna decyzja co do procedowania zawsze należy do dyrektora wyścigu. Znamy tę sytuację z innych sportów, na przykład piłki nożnej. Zdarza się, że sędzia popełnia błąd, ale wynik i tak zostaje.
Mimo tego to był ostatni wyścig, w którym Michael Masi pełnił rolę dyrektora wyścigowego.
Każdy kto zna F1 wiedział, że Mercedes nie ma dużych szans na zmianę wyniku. F1 to sport, to biznes, ale to też rozrywka. Mercedes na torze przegrał. Pechowo, może niesprawiedliwie, ale przegrał. Ostatecznie to Max wykonał skuteczny manewr wyprzedzania na ostatnim okrążeniu. Ogłoszenie kilka tygodni po ostatnim wyścigu, że jednak nastąpiła pomyłka i mistrzem jest ktoś inny niż myśleliśmy, byłoby kompletną katastrofą dla F1, której Mercedes jest częścią.
Czy Verstappen zasłużył na tytuł bardziej niż Hamilton? Tak naprawdę wszystkie klasyczne sezony F1 charakteryzują się tym, że obaj pretendenci całkowicie na tytuł zasługują. Lewis pechowo i niezasłużenie przegrał ostatni wyścig, ale pech wcześniej prześladował raczej Verstappena. Max, nie ze swojej winy, nie ukończył wyścigów w Azerbejdżanie, Wielkiej Brytanii, gdzie mógł wygrać i umknęła mu też szansa na duże punkty na Węgrzech. Nie zdołał przez to zdyskontować przewagi Red Bulla w środkowej części sezonu. Dzięki temu Hamilton mógł później nadrobić straty. Poza tym Verstappen to ktoś kto od wielu lat udowadnia, że jest na mistrzowskim poziomie, dotąd nie miał tylko samochodu, który dałby mu szansę.
Kontrowersje to nieodłączna część sportu i również Formuły 1. W historii nie brakowało przykładów kontrowersyjnych rozstrzygnięć w najbardziej klasycznych sezonach. Czy James Hunt zasłużył na swoje mistrzostwo? Przecież nie zdobyłby go, gdyby nie decyzja o starcie wyścigu w Japonii w skrajnie niebezpiecznych warunkach. A czy Ayrton Senna nie powinien być zdyskwalifikowany z sezonu 1990 za celowe wjechanie w Ferrari Alaina Prosta? Z kolei rok wcześniej to Prost został mistrzem po bardzo kontrowersyjnej dyskwalifikacji nałożonej na Sennę. A dwa lata wcześniej to Senna został mistrzem, mimo że Prost wywalczył więcej punktów, bo taki był wówczas regulamin. Czy to sprawiedliwe? Właśnie dlatego rywalizacja Prosta z Senną przeszła do historii, że była tak wyrównana i trudno wskazać jej jednoznacznego zwycięzcę. Tak też przejdzie do historii rywalizacja między Hamiltonem a Verstappenem w sezonie 2021. Dyskusja kibiców na temat tego kto był lepszy będzie trwała do końca świata i jeden dzień dłużej. Lewis przegrał w kontrowersyjnych okolicznościach, ale mało kto pamięta, że pewnie nie wywalczył by swojego pierwszego tytułu w McLarenie, gdyby nie oszustwo Renault w Grand Prix Singapuru, które pozbawiło wtedy jego głównego rywala Felipe Massy, kluczowych punktów. Krótko mówiąc, takie są wyścigi.
Zazwyczaj wyluzowany Max nie mógł ukryć wzruszenia, gdy utonął w objęciach swojego ojca Josa, z którym razem pracowali na ten sukces przez dwie dekady. Dążyli do tego sukcesu konsekwentnie od czasu gdy Max był jeszcze w przedszkolu. Max walczył zaciekle do ostatniego okrążenia, by w końcu ich marzenie się spełniło.
Zdjęcia: Red Bull Content Pool
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!