Szef zespołu Haas Günther Steiner stanął w obronie swojego kierowcy Nikity Mazepina po kwalifikacjach do Grand Prix Emilii-Romanii na torze Imola. Włoch uważa, że tegoroczny debiutant robił, co trzeba, aby zdążyć rozpocząć pomiarowe okrążenie przed końcem kwalifikacji.
„Czasu było coraz mniej i kierowca przed nim również wiedział, że kilkukrotnie mierzył się z tą sytuacją i musimy zrobić, co trzeba”
– powiedział Steiner. „Nie robimy tego celowo, po prostu na koniec sesji jest bardzo tłoczno i trzeba jechać, bo jeśli nie zdążymy, to i tak nie uzyskamy czasu”
.
Mazepin otrzymał od zespołu informację o tym, że musi przyspieszyć, aby zdążyć przekroczyć linię startu przed wywieszeniem szachownicy. Według Steinera, Giovinazzi sam jest winny temu, że jego kierowca musiał go w tym celu wyprzedzić: „Antonio równie dobrze mógł też przyspieszyć, bo wiedział, że Nikita jedzie za nim i jeśli nie przyspieszy, to nie zdąży przed końcem sesji. To pechowa sytuacja, nikt nie robi tego celowo, ale takie są wyścigi i trzeba wykorzystywać każdą szansę. Po wszystkim łatwo jest mówić, że mogliśmy wypuścić go wcześniej na tor, ale nie wiedzieliśmy, kto będzie zwalniać na okrążeniu wyjazdowym”
.
Giovinazzi twierdził, że Mazepin nie zastosował się do wewnętrznych ustaleń pomiędzy kierowcami w sprawie zachowania podczas kwalifikacji. Steiner uważa jednak, że w zaistniałej sytuacji nie miały one zastosowania: „Kierowcy mogą ustalić coś między sobą, ale ostatecznie liczą się przepisy. U sędziów dżentelmeńska umowa nic nie znaczy, bo oni patrzą na zasady. Jeżeli coś ma być przestrzegane, musi się to znaleźć w przepisach”
.