Już w najbliższy weekend 13 i 14 września Warszawa po raz kolejny stanie się światową stolicą driftu. Na Stadionie Narodowym zostanie rozegrana finałowa runda jubileuszowego sezonu Drift Masters, jednak żeby w pełni cieszyć się z drifterskich emocji, warto najpierw się do nich odpowiednio przygotować.
Są wydarzenia wyjątkowe, które zapadają w pamięć swoim rozmachem, atmosferą i które szokują świat. Od wielu lat najlepsi drifterzy świata zjeżdżają do Polski, aby rywalizować na odpowiednio przygotowanych torach, które znajdują się na arenach sportowych. Tak było już w debiutanckim sezonie 2014, gdzie na MotoArenie Toruń po raz pierwszy zorganizowano tego typu imprezę, przez kolejne lata do Torunia doszedł także stadion im. Kazimierza Górskiego w Płocku, a finałową rundę w 2022 roku przeprowadzono na obiekcie w Łodzi, którego pierwotnym przeznaczeniem jest bycie torem żużlowym. Dopiero zakończenie minionej edycji Drift Masters zostało pierwszy raz zorganizowane na PGE Narodowym.
Latać bokiem w sercu Warszawy
Może być coś lepszego od 53 tysięcy kibiców na największym stadionie w naszym kraju, dopingujących najlepszych drifterów świata? Przebić to może chyba tylko próba kwalifikacyjna Kalle Rovanpery. Fiński mistrz świata WRC odnotował rezultat na poziomie 99 punktów! Biorąc pod uwagę, że w trakcie driftingowych kwalifikacji można uzyskać maksymalnie 100 punktów, wynik jeszcze wtedy 22-latka robił kolosalne wrażenie (każdy z zawodników ma po dwie próby w kwalifikacjach do zawodów, podczas których oceniana jest przede wszystkim dokładność i sposób pokonywania wyznaczonych obszarów na torze tzw. „zone”
). Węgier Kevin Piskolty wykonał 98 punktowy przejazd, a tuż za nim z wynikiem 96 punktów uplasował się Lauri Heinonen z Finlandii oraz Clint van Oort reprezentujący Niderlandy. Aż 19 kierowców zakończyło kwalifikacje z wynikiem ponad 90 punktowym – to mówi sporo o poziomie zawodów, w których, jak za chwilę się przekonamy, różnice czasami potrafiły być naprawdę mikroskopijne.
Jak to zwykle bywa w przypadku eventów driftingowych, kolejność zajmowanych miejsc w kwalifikacjach ma wpływ na to, z kim przyjdzie nam się zmierzyć w fazie Top 32 (im lepszy wynik, tym trafiamy na teoretycznie słabszego rywala). Póżniej, jeżeli nam się powiedzie, dochodzimy do najlepszej szesnastki, ósemki, czwórki, aż do finału lub powalczymy o trzecią pozycję. O ile przejazdy kwalifikacyjne zawodnicy pokonują solo, o tyle podczas finałów rywalizują w parach – najpierw prowadzi (lead) ten, który z lepszym wynikiem dostał się do zawodów, aby w trakcie drugiego przejazdu oddać prowadzenie i gonić (chase) swojego przeciwnika. Na wyłonienie zwycięzcy takiego pojedynku wpływ ma naprawdę masa czynników – staranność w pokonywaniu trasy przez zawodnika leadującego, bliskość jazdy w trakcie chase’a, to czy nikt nie zahamował w miejscach do tego nieprzeznaczonych (można to uczynić jedynie w decel zone’ach) itd. Czasem zdarza się tak, że różnice w przejazdach są tak niewielkie, że sędziowie decydują się na powtórzenie pary (OMT – One More Time), po którym musi już nastąpić konkretny werdykt.
Przed ostatnią rundą Drift Masters sezonu 2023 aż sześciu zawodników miało matematyczne szanse na zdobycie tytułu mistrza Europy – Conor Shanahan, Lauri Heinonen, Jack Shanahan, Juga Rintanen, Piotr Więcek i Duane McKeever. Młodszy z braci Shanahan (Conor) zakwalifikował się dopiero z piątej pozycji i na swojej drodze do finału musiał stoczyć zacięte pojedynki najpierw z Miką Heski-Korpi, później w fazie Top 16 ze zdobywcą dzikiej karty na te zawody Dawidem Sposobem, następnie rozprawił się z Diogo Correią, aby na ostatniej prostej w drodze do finału spotkać Pawła Korpulińskiego. Poprosiliśmy go, aby po roku od tych wydarzeń, podzielił się oceną całej imprezy.
„Zeszłoroczną finałową rundę wspominam pozytywnie, była to «największa» i według mnie, najlepsza runda zawodów driftingowych w historii. Atmosfera była niesamowita, moc, jaką ma ponad 50 tys. kibiców, którzy zasiedli na trybunach, jest po prostu nie do opisania. Widok wypełnionych trybun przy wjeździe na tor znajdujący się na płycie PGE Narodowego zapierał dech w piersiach.
Jeszcze większe emocje wzbudzała rywalizacja i przejazdy podczas zawodów. W moim przypadku dodatkowym aspektem były aż dwie dogrywki, co pozwoliło mi dłużej cieszyć się jazdą po tym niesamowitym obiekcie, zarówno na etapie TOP8, gdzie mierzyłem się z Juhą Rintanenem, jak i w TOP4 z Conorem Shanahanem. Sędziowie nie byli w stanie jednogłośnie wskazać zwycięzcy i zarządzili OMT (dogrywkę)”
. Niestety nasz rodak przegrał ten pojedynek po dogrywce, a co za tym idzie, miał jeszcze szansę wskoczyć na najniższy stopień podium, z której to szansy koniec końców skorzystał, pokonując Marco Zakouriliego. Czech przegrał swoją parę Top 4 z jednym z głównych pretendentów do mistrzostwa – Lauri Heinonenem. Wygrywając z Korpulińskim, Shanahan już wtedy zapewnił sobie tytuł mistrza Europy i po świetnym pojedynku z Finem został także pierwszym zwycięzcą eventu na Stadionie Narodowym.
„Pojedynki z Conorem szczególnie zapadły mi w pamięć, ze względu na wyrównaną walkę i naprawdę dobre i bliskie przejazdy. Była to kwintesencja sportowej walki, dodatkiem było miejsce, w którym jeździliśmy. Są to niesamowite wspomnienia, które pozostaną ze mną na długo. Kolejnym wydarzeniem, które zapamiętałem, była walka o 3. miejsce i niesamowita reakcja kibiców, gdzie mój rywal nie ukończył biegu, co równało się z moją wygraną. Trybuny po prostu wybuchły!”
– dodał, kończący ubiegłoroczny sezon na 12. pozycji w klasyfikacji generalnej, Paweł Korpuliński.
Sezon 2024 w pigułce
Tegoroczny sezon był wyjątkowy nie tylko ze względu na emocjonujące sceny w trakcie rozegranych do tej pory 5. rund czempionatu, lecz także ze względu na fakt, iż w tym roku świętujemy 10. rocznicę powstania Drift Masters Grand Prix. Z tego właśnie powodu, aby dodać nieco dramaturgii również w trakcie dnia z kwalifikacjami, postanowiono stworzyć Qualifying Showdown, a więc rozgrywkę w parach, w której mierzyć się będzie czterech najlepszych zawodników po kwalifikacjach. Wszystko odbywa się to w taki oto sposób – zdobywca pierwszego miejsca mierzy się z czwartym najlepszym kierowcą, a drugi jedzie parę z trzecim. Zwycięzcy walczą ze sobą w ostatecznym pojedynku, tak samo jak dwójka przegranych. Stawką są punkty do klasyfikacji generalnej mistrzostw – cztery za zwycięstwo, trzy za drugie itd. aż do jednego punkciku za czwartą lokatę. Cała rozgrywka nie ma wpływu na ułożenie kierowców w Top 32, jest tylko takim smaczkiem na rozbudzenie emocji w trakcie pierwszego dnia weekendu.
Rywalizację rozpoczęliśmy naprawdę z wysokiego C. Na hiszpańskim torze Ricardo Tormo zwyciężył po raz pierwszy w karierze Kevin Pesur, natomiast już na etapie Top 32 z zawodami pożegnało się sporo nazwisk z czołówki poprzedniego sezonu m.in. Piotr Więcek, Juha Rintanen i dwaj bracie Shanahan – Jack przegrał z Oleksijem Hołownią, obecnym liderem Driftingowych Mistrzostw Polski, a Conora pokonała awaria techniczna. Z trzeciego miejsca w zawodach mógł cieszyć się Adam Zalewski, dla którego było to pierwsze podium od 2022 roku.
Irlandia już od kwalifikacji została zdominowana przez lokalnych kierowców – James Deane, wchodzący do zawodów z dziką kartą, uzyskał w kwalifikacjach fantastyczny wynik 97 punktów, zaraz za nim w dorobkiem 95 punktów znajdował się Jakub Przygoński. Para spotkała się następnie w finale Showdownu, jednak górą okazał się Irlandczyk, tak samo jak w trakcie całej imprezy. Norweg Orjan Nielsen mógł cieszyć się z pierwszego podium w historii swoich startów, a najlepszymi z Polaków byli Paweł Korpuliński i Jakub Król, którzy odpadli z rywalizacji na etapie Top 8.
W motorsporcie tak to bywa, że pogoda potrafi płatać spore figle, nie inaczej sprawa miała się w trakcie kwalifikacji do rundy w Finlandii. W trakcie pierwszych przejazdów kierowcy mieli do czynienia z naprawdę wilgotnym torem, z kolei drugie próby zostały pokonywane na przesychającej nawierzchni, a co za tym idzie, kolejność miała tutaj spore znaczenie. Wielu drifterów z czołówki musiało się niezwykle postarać, aby w ogóle awansować do fazy Top 32, co niestety nie udało się chociażby Piotrowi Więckowi. Zawody padły łupem Lauri Heinonena, podium uzupełnili Irlandczycy – Duane McKeever i James Deane. Niestety żaden z Polaków nie zdołał przebrnąć do Top 16.
Ryga była szczęśliwsza dla polskich kibiców, chociaż nadal mogliśmy czuć pewien niedosyt. Piotr Więcek wykręcił najlepszy wynik kwalifikacji, jednak już w Top 16 przegrał parę ze zdobywcą dzikiej karty na tę rundę Tomásem Kiely. Nieco inaczej miała się sytuacja Pawła Korpulińskiego, który pokonał Lauriego Heinonena i niewiele zabrakło, aby zmierzył się w finale z Conorem Shanahanem, ale James Deane był lepszy w tym pojedynku. Problemy z samochodem Duane’a McKeevera przed rozstrzygnięciem walki o trzecie miejsce sprawiły, iż ostatecznie to Polak mógł cieszyć się z pierwszego, lecz nie ostatniego, podium w tym sezonie.
Mistrz Polski z 2023 roku powtórzył wyczyn z Łotwy już na następnych zawodach rozgrywanych, w znajdującym się niedaleko węgierskiego miasteczka Mariapocs, obiekcie Rabocsiring. Węgry były szczęśliwe dla Polaków również ze względu na rozstrzygnięcia z kwalifikacji, które po raz kolejny zwyciężył Piotr Więcek, natomiast Jakub Przygoński był tuż za nim. W polsko-polskim pojedynku w finale Showdown’u górą okazał się Więcek, biorąc odwet na przegranej z Deane’m na torze w Rydze. W przedostatniej rundzie sezonu triumfował Lauri Heinonen, pokonując norweskiego kierowcę Tor Arne Kvia. Do Top 16 awansowali także Piotr Więcek, Jakub Przygoński i Adam Zalewski.
W klasyfikacji generalnej prowadzi obecnie Lauri Heinonen z dwoma zwycięstwami na koncie. Fin znajduje się przed utytułowanym tercetem Irlandczyków – James’em Deanem, mistrzem Europy z 2018 i 2019 oraz trzykrotnym triumfatorem serii Formula Drift, Duaene’m McKeeverem i Conorem Shanahanem. Na piątym miejscu plasuje się najlepszy z Polaków – Paweł Korpuliński. Jakie są jego cele na finał jubileuszowego sezonu?
„Absolutnie nie nastawiam się na żaden konkretny wynik, nie liczę punktów klasyfikacji generalnej, nie myślę o potencjalnych rozwiązaniach. Jedyne na czym się skupiam to aby pojechać na 110% swoich możliwości, po prostu dać z siebie wszystko. Drifitng jest sportem jednego błędu, tu nie ma miejsca na planowanie i obliczenia. Stawka kierowców i poziom jazdy jest niesamowicie wysoki, każdy wygrany pojedynek to wielkie osiągnięcie. Na dobry rezultat składa się wiele czynników – między innymi przygotowanie auta, przygotowanie kierowcy, podejmowanie odpowiednich decyzji, znalezienie optymalnych ustawień i wiele innych. Wszystkie te elementy bierzemy pod uwagę podczas przygotowań. Uważam, że zarówno ja, jako kierowca i cały mój team, jesteśmy gotowi do walki!”
.
Co nas czeka?
„Spodziewaj się niespodziewanego”
– te słowa klasyka najlepiej oddają charakter tego sportu. Wygląda na to, że najpoważniejszymi kandydatami do sięgnięcia po tytuł mistrza Europy jest aktualnie tylko Lauri Heinonen oraz James Deane, jednak nie samymi emocjami na torze człowiek żyje. Fani przybywający w okolice stadionu będą mogli zobaczyć chociażby Toyotę GR86 i Suprę GR, BMW M2 i M4, japońskie ikony motoryzacji z Nissanem 200SX, S13, S14 i S15 na czele. Ponadto zostanie zaprezentowany jedyny Mercedes S203 z silnikiem diesla.
Na płycie stadionu zobaczymy komplet Polaków, którzy do tej pory rywalizują w Drift Masters, a więc Pawła Korpulińskiego, Piotra Więcka, Adama Zalewskiego, Jakuba Przygońskiego i Piotra Króla. Jak to organizatorzy mają w zwyczaju, dla lokalnych drifterów zostały rozdane dzikie karty, które otrzymali Bartosz Stolarski, Bartosz Ostałowski (człowiek, który potrafi zapanować nad swoją tysiąckonną maszyną wyłącznie przy pomocy stóp), Karolina Pilarczyk, Łukasz „Tasiem”
Tasiemski oraz Sebastian „Kickster”
Kraszewski. Jednak to nie koniec atrakcji przewidzianych na trzeci weekend września – 10-letni Mariusz Pelikański zmierzy się z 12-letnim Nico Steleą, obecny będzie także Maciej Polody, niekwestionowana legenda polskiej sceny drifterskiej oraz koncert donGURALesko.
„Przed nami największa na świecie impreza driftingowa. W zeszłym roku blisko 60 000 widzów szczelnie wypełniło trybuny w obydwa dni. W tym roku będzie podobnie. To pokazuje potęgę dyscypliny, jej potencjał i popularność. Chyba nie muszę mówić, jak bardzo jestem szczęśliwy z tego startu przed polską publicznością. Zapraszam serdecznie wszystkich kibiców do przybycia na PGE Stadion Narodowy. Przekonacie się sami, że drifting rośnie w siłę, a emocji podczas zawodów nie da się z niczym porównać. Walka dwóch samochodów o mocy 900 KM na torze, jazda pełnym bokiem w zakrętach dosłownie na milimetry od betonowych ścian, w kłębach dymu spod opon – to wszystko tworzy niezwykłą atmosferę. To impreza, którą po prostu trzeba zobaczyć!”
– powiedział Kuba Przygoński.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.